sobota, 19 lipca 2025

The Pineapple Thief - What We Have Sown (2007)

Data zakupu: 2 lipca 2025 roku

I ponownie zespół o którym na blogu jeszcze nie pisałem. Zespół The Pineapple Thief od ponad 25 lat prowadzony jest przez gitarzystę i wokalistę Bruce's Soorda i, można tak powiedzieć, jest kopią Porcupine Tree. Tak, zrzynają wszystko z Wilsona, na szczęście czasami dorzucają coś od siebie. Ale nie ma co ukrywać - podobnie jak Wilson, Soord od lat nagrywa jedno i to samo... Takie same piosenki, podobne do siebie, czasem lepsze, czasem gorsze... Wyjątkiem jest ten album, który powstał niejako na zamówienie - była to ostatnia płyta wydana przed przejściem zespołu do wytwórni Kscope.

I jest naprawdę dobra! Oprócz typowych dla Soorda piosenek jak All You Need to Know, Take Me with You czy Deep Blue World mamy tu sporo eksperymentowania. Przede wszystkim są instrumentalne Well, I Think That's What You Said? i West Winds - interesujące, mocno progowe, więc takie jak lubię. Ale i tak wszystko blednie przy utworze tytułowym. 27-minutowa suita, zmieniająca się kilkakrotnie w trakcie trwania, mająca naprawdę dużo dobrych momentów, solówek i fajnych melodii (choć balladowa wstawka to już typowe rzępolenie Soorda). Bardzo ją lubię i uważam za szczytowe osiągnięcie zespołu. Paradoksalnie - Soord nie przepada za tym albumem i dziwi się jak mógł nagrać coś takiego... Meh...

Wersja jaką kupiłem to reedycja Kscope z 2012 roku, zawierająca dwa dodatkowe nagrania (typowe piosenki). Za to zmieniona jest szata graficzna - oryginalnie powyginane drzewa były przedstawione w formie rysunku, a nie zdjęcia. Ale ta wersja podoba mi się bardziej. W środku teksty, informacje o płycie znajdują się pod płytą CD.

Ocena: 3/5 






środa, 16 lipca 2025

Motorpsycho - Heavy Metal Fruit (2010)

Data zakupu: 2 lipca 2025 roku

Dla odmiany coś innego i nowego. Zespół Motorpsycho z Norwegii to całkiem dobry przykład retro-rocka. Co prawda zaczynali od grania dość typowego i momentami przeciętnego alternatywnego rocka (płyty z lat 90-tych), ale dorzucali w swoich nagraniach sporo psychodelii, która nadal jest obecna w ich nagraniach - mieli też epizody metalowy (debiut) i jazzowy (kilka płyt z przełomu wieków). W XXI wieku przeszli jednak prawie całkowicie na granie w stylu retro - nawiązując do klasycznych płyt z lat 70-tych. Mamy więc psychodelię, prog-rocka, trochę jazzu i hard rocka. A wszystko to zawarte czasami na jednej płycie! Przyznam jednak, że co nowsza ich płyta to... brzmi podobnie do poprzedniej. Niby zmienia się spis utworów, nagrania są urozmaicone, czasami na płycie jest bardziej progresywnie, czasami mniej... Ale brakuje jakichś ciekawszych melodii, nowych rozwiązań harmonicznych, tego czegoś. A tak, to mniej więcej od 15 lat grają to samo...

Ale nie było tak na początku. Transformację przeszli szczególnie po zmianie perkusisty w 2007 roku. Z krótszych form zawartych na niezłym, podwójnym albumie Black Hole, Blank Canvas z 2006 roku, przeszli do długaśnych na świetnym Little Lucid Moments z 2008 roku oraz na właśnie opisywanym Heavy Metal Fruit. Pomimo nazwy gatunku w tytule nie mamy tu ani trochę metalu. Jest za to pierwszorzędny progrock w stylu King Crimson, The Mars Volta, Yes, Focus itp. Słychać to już w otwierającym płytę kawałku Starhammer, kiedy po podniosłym początku (melotron!) mamy długaśną solówkę gitarową (co mocno mi przypomina utwór Cygnus...Vismund Cygnus The Mars Volta). I tak przez 12 minut. Później jest bardziej hard rockowo, szczególnie w The Bomb-Proof Roll and Beyond, urzeka też fajne boogie w X-3 czy jazzowa wstawka w postaci The Gateway Special (z gościnną trąbką). Jazzujący jest też utwór W.B.A.T., choć później przeradza się w kolejny rockowy kawałek. Słabo wypada za to jedyna ballada na płycie Close Your Eyes - jakoś mnie nudzi. Najlepsze jest jednak na końcu - monumentalny kawałek Gullible's Travails, podzielony na 4 części trwa ponad 20-minut i nie nudzi ani przez chwilę. W dodatku zawiera tak wspaniały motyw muzyczny (powtarzany przez instrumenty przez końcowe kilka minut), że aż nie chce się żeby się skończył. Cudo!

Wydanie niezłe, choć nie przepadam za ich graficzną stylizacją (wszystkie płyty im robi ten sam koleś). Fajnie, że w digipaku, choć książeczki brak.

Ocena: 3/5 





poniedziałek, 14 lipca 2025

My Heroes - moi ulubieni wykonawcy

Jako, że lubię katalogować różne rzeczy, zwłaszcza muzyczne oraz zainspirowany świetną listą inspiracji Empiriona, podzielę się tutaj swoją listą ulubionych wykonawców, których śledzę cały czas i których nowe wydawnictwa mnie ekscytują (o ile wykonawca nadal jest aktywny). Oczywiście lista ta często się zmienia w zależności od okoliczności, dodatkowo twórczość niektórych wykonawców lubię tylko z pewnego okresu, ale nie zmienia to faktu, że są to twórcy, którzy wywarli na mnie największe wrażenie.

Lista, stan na dzień dzisiejszy, wygląda następująco (kolejność alfabetyczna):

Jak widać - szwarc, mydło i powidło - czyli mieszanka niesamowita. Cóż, nigdy nie pisałem, że mam prosty i przewidywalny gust. Niestety większość tego co wydali już mam, ale na pewno jakieś wydawnictwa tych wykonawców się tu pojawią (jakieś single, składanki, nawet albumy), choć pewnie będzie ich coraz mniej...

sobota, 12 lipca 2025

Empirion - Advanced Technology (1996)

Data zakupu: 2 lipca 2025 roku

Całkiem niezła płyta, dokładnie w stylu jakiego oczekujemy od wczesnego Empiriona. Ciekawostką jest, że wszystkie nagrania ukazały się wcześniej na singlach wydanych w latach 1994-1996. Niektóre nawet też na CD (Narcotic Influence 1, Jesus Christ i New Religion). Mamy tutaj granie elektroniczne z brzmieniem a la muzyka z Commodore Amiga, ale nowocześnie zaaranżowana i zagrana. Większość kawałków to muzyka dość szybka (są podane BPMy), choć nie brakuje wolniejszych fragmentów (New Religion, środek Quark). Oczywiście kawałki są wyłącznie instrumentalne (nie licząc nielicznych sampli) i pasują do czasów lat 90-tych. Idealne dla komputerowego geeka.

Bardzo podoba mi się wydanie tej płyty. Miejscami minimalistyczne, a miejscami przesadzone (spis utworów pojawia się prawie wszędzie. Fajny jest też design. Ale najbardziej podoba mi się sekcja Empirion :: Inspirations, gdzie muzycy wymienili wykonawców, którzy ich zainspirowali. Bardzo ciekawa lista, prawie sami wykonawcy, których też cenię i mam ich płyty.

Ocena: 2/5 

Single: Narcotic Influence, Ciao





czwartek, 10 lipca 2025

Banco de Gaia - Kincajou (1995)

Data zakupu: 2 lipca 2025 roku

Drugi singiel z płyty Last Train to Lhasa (pierwszym był tytułowy kawałek). Zawiera interesujące remiksy. Najciekawszy jest otwierający płykę miks Olivera Lieba - mroczny, mocno "niemiecki" w brzmieniu i konstrukcji, ale wciągający. Pozostałe miksy, autorstwa samego Toby Marksa (a la Banco de Gaia) i Speedy J'a są niezłe, ale bez szału. Na szczęście mało przypominają oryginał, który został zamieszczony jako ostatnia pozycja - co ciekawe, jest prawie 2-minuty dłuższy od wersji płytowej - głównie ze względu na rozciągnięte outro.

Okładka i wkładka słabe.

Ocena: 2/5

 

wtorek, 8 lipca 2025

The Chemical Brothers - Life is Sweet (1995)

Data zakupu: 1 lipca 2025 roku

Drugi singiel promujący album Exit Planet Dust, z wokalnym udziałem Tima Burgessa z The Charlatans. Jeden z lepszych utworów na płycie. Fajna partia basu, świetny wokal, dużo efektów dźwiękowych - typowe Chemicale. Singiel został w UK wydany na dwóch płytach CD. Oczywiście w US ukazał się w wersji jedno-płytowej - i taką właśnie dorwałem. 7 utworów, 42 minuty muzyki. 

Mamy tu remiksy utworu tytułowego w wykonaniu samych Chemicali. Oba bardzo ciekawe, oba bardzo inne i kompletnie nie podobne do oryginału. Co ciekawe istnieje też jeszcze jeden remiks, wydany na płycie Trance Europe Express 4, z podtytułem Delik 1 - dużo bardziej podobny do oryginału. Mamy też bardzo dobry remiks w wykonaniu Daft Punk - to był ich pierwszy remiks dla wykonawcy spoza Francji. Dobry house w starym DP stylu. Poza tym mamy jeszcze dwa miksy utworów znanych z dużej płyty - Leave Home (beznadziejnie nudny) i Chico's Groove (niewiele różniący się od wersji płytowej). I na końcu - strona B - If You Kling to Me I'll Klong You, znana już wcześniej z singla My Mercury Mouth. Całkiem fajny kawałek, w starym, dobrym stylu. W sumie przyjemny singiel (oprócz okropnej wersji Leave Home).

Wydanie skromne i typowe dla Astralwerks - dwustronna wkładka i tyle. Okładka niezła.

Ocena: 2/5




sobota, 5 lipca 2025

Various - Sometimes God Hides. A Young Persons' Guide to Discipline (1996)

Data zakupu: 28 czerwca 2025 roku

W 1996 dałbym się pociąć, żeby dorwać ten album. Uwielbiałem King Crimson wtedy, kupowałem prawie wszystko co tylko wydali (od VROOOM aż po The Night Watch i Epitaph, potem zmieniły mi się priorytety, więc Absent Lovers już olałem). A patrząc na spis utworów tylko się śliniłem :D Po latach oczywiście zapoznałem się z tym albumem i... raczej nie zachwycił mnie. Dominują tu kawałki około-Frippowe, więc mocno gitarowe lub soundscape'owe. W większości nudne i mało interesujące. Nie lepiej wypadają kompozycje kolegów z wytwórni DGM (w końcu to przegląd wydawnictw z tej stajni). Peter Hammill nigdy nie przypadł mi do gustu, Adrian Belew przynudza, lepiej wypadają Trey Gunn czy Tony Levin - ich nagrania mają przynajmniej jakiś pomysł. Niezły jest też utwór kolektywu Ten Seconds - muszę kiedyś sięgnąć po ich nagrania. Słucha się tego tak sobie, aczkolwiek niezłe jest jako tło do pracy. Ale i tak chciałem mieć tą płytę :-)

Wydanie bardzo ładne. Ciekawym zabiegiem jest fakt, że są dwie wkładki - jedna ze spisem utworów, a druga to książeczka z listą wydawnictw. Obie mają takie same okładki, ale inne tyły - widać to na zdjęciach. Fajny jest też srebrny nadruk na CD. Okładka świetna!

Ocena: 2/5 















środa, 2 lipca 2025

Amplifier - Trippin' with Dr. Faustus (2017)

Data zakupu: 28 czerwca 2025 roku

Jakoś nie miał Amplifier nigdy szczęścia do wytwórni. Pierwszy album wydała firma Steamhammer, po czym zaraz została zlikwidowana, a katalog przejęła firma SPV. Tam też ukazał się drugi album, Insider, ale niezadowoleni muzycy rozwiązali kontrakt. Trzecia płyta ukazała się nakładem ich własnej wytwórni, AmpCorp, czwartą wydało Kscope (aż dziwne, że tylko tą jedną, pasowaliby tam chyba), kolejną Superball Music (też jakoś zaraz potem się zwinęli), aż w końcu ponownie postanowili zacząć wydawać się sami. Ich wszystkie kolejne płyty ukazują się już nakładem Rockosmos.

Trippin' with Dr. Faustus, szósty album Amplifiera, to jedno z pierwszych wydawnictw Rockosmos (wydawali też inne zespoły). Odstrasza okropną okładką, ale muzycznie to niejako powrót do korzeni. Kawałki są długie, mocarne, pełne riffów i delikatnego wokalu (na płycie bardzo często wspiera Sala wokalistka Kate Bishop). Co prawda niektóre riffy są mało wyraziste (jak w Rainbow Machine czy The Commotion), ale i tak nie jest źle. Można wyróżnić kilka naprawdę dobrych nagrań jak Kosmos (grooves of triumph), Horse, Big Daddy, Supernova - szczególnie druga część płyty, czyli ostatnie 6 utworów (winyl został tak podzielony - 1. płyta zawiera 4 kawałki, 2. płyta 6) robi dobre wrażenie. Bardzo lubię też akustyczną balladę Anubis z dwugłosem męsko-damskim. Ale i tak najlepsze znajduje się na samym końcu. Old Blue Eyes powala mocnym riffem basowym (to ostatni album nagrany w 4-osobowym składzie), ciekawym wokalem, partiami granymi jakby na banjo no i super solówką gitarową na końcu. Absolutnie jeden z najlepszych utworów Amplifiera!

Wkładka jest taka jak tytuł - tripowa, mnóstwo wyrazistych kolorów i dziwacznych grafik. Szkoda, że we środku nie ma nic ciekawego, tylko jakieś bohomazy. Okładka - jak już wspomniałem - okropna.

Wielka szkoda, że zespół nie pokusił się na powtórkę z Echo Street - w grudniu 2017 wypuścił cyfrowe EP pt. Record, zawierające 4 nagrania z tej samej sesji. EPka jest dużo lepsza niż album, ale w formie fizycznej wyszła jedynie na winylu. Szkoda, że nie dołączyli jej jako bonus w wersji mediabook, szczególnie, że ukazała się taka wersja, ale oprócz zmienionego opakowania i rozbudowanej książeczki nie zawierała żadnych innych dodatków...

Ocena: 2/5 

Single: Kosmos (grooves of triumph)






poniedziałek, 30 czerwca 2025

Amplifier - Mystoria (2014)

Data zakupu: 28 czerwca 2025 roku

Albumy Amplifiera mają jedną wadę - są bardzo nierówne. Obok znakomitych utworów znajdują się rzeczy błahe, czasem niewarte wysłuchania. Czasami muzyka zachwyca, czasami nie do końca. Oczywiście udało im się nagrać kilka lepszych płyt (jak debiut czy The Octopus), ale nawet na nich znajdują się rzeczy słabsze, nie zawsze warte uwagi. 

Nie inaczej jest z czwartym albumem zespołu. Zaczyna się on doskonale - szybki riff napędza znakomity instrumental Magic Carpet, aby po chwili przejść w świetny kawałek wokalny Black Rainbow - równie szybki i wyborny. Po tak dobrym początku dostajemy nagle cios w twarz - Named After Rocky jest powolny, nudny i mało treściwy. Jeszcze gorzej wypadają Cat's Cradle z "wesołą" melodyjką w refrenie czy nudny Bride. Potem nagle wyskok - Open Up jest świetny, ma fajny riff, dobrą, wpadającą w ucho melodię. Potem znowu gorzej - Mold (summer of love) (jeden z dwóch utworów dostępnych wyłącznie w wersji mediabook, którą zakupiłem) i OMG to znów słabsze nagrania. The Meaning of If, najkrótszy na płycie jest chyba również najsłabszy. Za to drugi bonus wydania książkowego, Darth Vader, jest znowu perełką - dokładnie taki utwór z jakich słynie Amplifier. Mocarny riff, fajna melodia i bardzo dobra, długa końcówka. Świetne! Całość kończy kawałek dwuczęściowy Crystal Mountain/Crystal Anthem - całkiem niezłe zakończenie z fajną melodyką.

Wydanie ciekawe, choć to co jest w książeczce raczej rozczarowuje. Słabe zdjęcia, stylizowane na grę z automatów - nic ciekawego, nawet nie chciało mi się robić zdjęć całości. Opis płyty na końcu. Okładka słaba, niestety. Jako bonus jest karteczka reklamowa wytwórni Inside Out.

Ocena: 2/5 

Single: Black Rainbow, Named After Rocky