wtorek, 15 kwietnia 2025

Amplifier - Amplifier (2004)

Data zakupu: 7 kwietnia 2025 roku

To zdecydowanie drugi najlepszy album zespołu Amplifier. Ich debiutancki album spotkał się z dobrym przyjęciem zarówno krytyków jak i fanów. A i chyba muzycy go lubią, bo po dziś dzień wiele utworów z tego albumu jest granych na koncertach. I wcale się nie dziwię - kilka z nich to koncertowe evergreeny. Zaczyna się absolutnie fenomenalnie - utwór Motorhead to jeden z najlepszych utworów rockowych jakie znam (nie jest to cover znanego utworu autorstwa Lemmy'ego). Najpierw mamy rzężenie gitary, potem mocną perkusję, a potem wchodzi mocarny riff, który w zwrotce zmienia się w melodyjne granie towarzyszące delikatnemu wokalowi. A na końcu nagrania mamy takie mocne łojenie gitarowo-perkusyjne, że proszę siadać. Cudowny kawałek, nigdy mi się nie znudzi! Równie dobry jest kolejny kawałek - Airborne. Najpierw mamy łagodne wejście, fajną melodię, podniosły refren, aż w 6 minucie następuje zmiana rytmu, mocny rytm, powolne dźwięki ostrej gitary grające unisono z basem - to trzeba posłuchać, ciężko opisać ten majstersztyk. I na koniec jest Panzer (z gościnnym udziałem muzyków Oceansize) z fajnym refrenem i kolejnym ciekawym riffem. 

Potem, niestety, jest słabiej. Kolejny utwór to ballada Old Movies, dość stereotypowa i słabsza. Post Acid Youth mógłby z powodzenie znaleźć się w repertuarze Soundgarden - ale z okresu schyłkowego, Down on the Upside. Najsłabszy kawałek. Fajny jest za to singlowy Neon z wciągającym refrenem. Kolejna ballada On/Off jest ciekawe skonstruowana, zwłaszcza podoba mi się ta gitara po drugim refrenie, kiedy najpierw delikatne buczy, aby potem ryknąć znienacka - świetny zabieg. Kolejny singiel The Consultancy ma fajny riff i dobrą końcówkę. One Great Summer to kolejny chwytliwy refren, a kończący album UFOs jest nastrojowy i bardzo przyjemnie kończy ten album. Naprawdę dobra płyta!

Cieszę się, że udało mi się dorwać wydanie z 2005 roku, dwupłytowe, z dodatkową płytą CD zawierającą wszystkie strony B z singli (Boomtime, Throwaway i Glory Electricity), kawałek dostępny na limitowanym wydaniu w digipaku z 2004 roku (Half-Life) oraz 2 teledyski. Co prawda jest to płyta fajna pół na pół - Boomtime ma fajny riff, a Glory Electricity spokojnie mógłby się znaleźć w podstawowym repertuarze płyty - jest doskonały, długi i mocno gitarowy. Half-Life i Throwaway to takie mało znaczące kawałki, których mogłoby nie być.

Wydanie w podwójnym digipaku, dość estetyczne (jak na SPV). W środku książeczka ze zdjęcia - dosłownie nic innego w niej nie ma! Cały opis jest na jednej stronie digipaka. Brak tekstów, niestety.

Ocena: 4/5













sobota, 12 kwietnia 2025

Oceansize - Frames (2007)

Data pierwszego zakupu: 29 maja 2009 roku
Data ponownego zakupu: 4 kwietnia 2025 roku

To chyba jedyny album wydany w XXI wieku, który kiedyś miałem i mam ponownie. Poprzednie wydanie było chyba ciekawsze. Składało się z płyty CD, płyty DVD i fajnego pudełka. W sumie żałuję, że się go pozbyłem, ale cóż, czasu nie cofnę. Zresztą DVD było dość słabe - zawierało przede wszystkim występ zespołu na żywo, odgrywającego cały album Frames. Pół biedy, jakby to było zarejestrowane na koncercie, ale nie - zespół grał w jakiejś opuszczonej hali, a kamerzysta latał między muzykami - tyle pamiętam. 

Tym razem mam wydanie w digipaku, ale za to z czymś, czego nie było w tamtym pudełku - dodatkowym utworem. Frames to moim zdaniem najsłabszy album zespołu. Utwory są strasznie długie, tylko 2 schodzą poniżej 7 minut, momentami są za długie. Kompozycje są czasem lepsze (Commemarative ___ T-shirt, Sleeping Dogs and Dead Lions, An Old Friend at the Christy's), ale czasami przynudzają (The Frame, Savant, Only Twin). Czasami ciężko przebrnąć przez te 66 minut, dlatego rzadko wracam do tego albumu. Dodatkowo jest jeszcze bonus - Voorhees - także długi, ponad 10-minutowy, dość podobny do tych słabszych kawałków na płycie. W sumie ponad 77 minut rockowego grania - momentami mocnego (Unfamiliar, Sleeping Dogs and Dead Lions), momentami delikatniejszego (The Frame, Only Twin, Savant).

Wydanie ciekawe - logo zespołu jest wycięte w tekturze, pod spodem jest książeczka i czarne tło wypełnienia. W sumie fajny patent. W książeczce niestety jest gorzej - wszystkie teksty są napisane błyszczącą czerwoną czcionką na matowym czerwonym papierze. Nic nie widać!!! Bez sensu...

Ocena: 2/5

 











środa, 9 kwietnia 2025

Primal Scream - Burning Wheel (1997)

Data zakupu: 2 kwietnia 2025 roku

Trzeci singiel promujący album Vanishing Point. Całkiem interesujący, zawierający bardzo dobry, a rzadko wspominany remiks The Chemical Brothers - takie remiksy to lubię - długi, wciągający, bardzo Chemicalowy. Oprócz tego mamy także nowy kawałek Hammond Connection - oparty, zgodnie z nazwą, na organach Hammonda. Przyjemny, mocno osadzony w latach 60-tych (które tak lubią muzycy PS). A na końcu bardzo przyjemna niespodzianka - oryginalna wersja hitu Higher than the Sun, pozbawiona produkcji Orba, więc praktycznie tylko wokal jest ten sam. Okazuje się, że to jest bardzo fajny kawałek także bez elektroniki! Przyjemna ballada.

Wydanie, tak jak wszystkich singli PS z tego okresu, w digipaku. Design taki sobie, ale całość wygląda naprawdę przyjemnie.

Ocena: 2/5

 




niedziela, 6 kwietnia 2025

Oceansize - Home & Minor (2009)

Data zakupu: 1 kwietnia 2025 roku

Druga EPka zespołu Oceansize, poprzedzająca wydanie albumu Self Preserved... Zawiera wyłącznie łagodne nagrania - głównie ballady i dwa instrumentale. Ballady są całkiem niezłe, a na szczególne wyróżnienie zasługuje utwór ostatni, The Strand - ponad 8-minutowy, powoli się rozwijający, z długim intrem i outrem oraz fantastyczną melodią. Uwielbiam ten kawałek. Reszta też jest niezła, choć tytułowy wydaje się być zbyt długi (też ponad 8 minut).

Wydanie bardzo ładne, choć szkoda, że wkładka to tylko dwustronny kartonik. Okładka fajna.

Ocena: 2/5



czwartek, 3 kwietnia 2025

Amplifier - The Astronaut Dismantles HAL (2005)

Data zakupu: 31 marca 2025 roku

Technicznie jest to EP-ka, wydana w rok po debiucie. Ale ponieważ trwa ponad 39 minut, można ją traktować jako mini-album (w Tidalu jest wylistowana jako album). Mamy tu 6 utworów, przy czym jest jeszcze jeden, ukryty na końcu, po 4 minutach ciszy (na streamingu nie ma ciszy, a kawałek jest wylistowany normalnie). Dla znawców dyskografii zespołu jest jasne, że jest to niejako pomost między debiutanckim albumem, a następnym, Insider, z 2006 roku. 

Zaczyna się wyśmienicie, od 9-minutowego Continuum, który kontynuuje znakomite tradycje z debiutu. Jest głośno, mocno, w średnim tempie, sporo gitarowej młócki, którą u nich lubię. Potem mamy świetny kawałek Into the Space Age - niejako zapowiedź płyty The Octopus, tyle, że utwór dużo krótszy, niewiele ponad 4 minuty. Następna jest ballada For Marcia - ładna melodia, fajna gitara... The Brain Room to minutowy przerywnik-dron, natomiast kolejne dwa utwory mogłyby się już znaleźć na Insiderze - krótsze, dynamiczne, z brzęczącymi gitarami, ale niezłym wokalem... Ukryty utwór, Scarecrows, to taki lekko balladowy kawałek, fajnie pasujący do całości (początkowy wokal, niczym z telefonu, brzmi jak Steven Wilson). W sumie udana EPka, szkoda, że inne już nie były tak dobre.

Widać, że płyty wydana 20 lat temu - w normalnym pudełku, z wkładką w której nie ma nic ciekawego i opisami utworów. Design taki sobie (jak to u nich). Tytuł nawiązuje oczywiście do filmu 2001 Odyseja Kosmiczna.

Ocena: 2/5

 







poniedziałek, 31 marca 2025

Oceansize - Self Preserved While the Bodies Float Up (2010)

Data zakupu: 21 marca 2025 roku

Czwarty i, niestety, ostatni album formacji Oceansize, która rok po wydaniu płyty rozwiązała się. Szkoda, bo to był naprawdę ciekawy zespół. Ten album jest inny niż poprzednie - dużo bardziej wyciszony, pełen zadumy i uspokojenia. Co prawda otwierający albym Part Cardiac tego nie zapowiada - mocarny riff wgniata w fotel, to chyba ich najmocniejszy utwór w historii, bardzo metalowy. Potem są dwa kawałki typowo Oceansize'owe, ale już czwarty to coś innego. Monotonny rytm, fajny wokal i orkiestrowe tło - bardzo fajne granie przez prawie 9 minut. Potem następuje już wyciszenie - kolejne kawałki to już prawie same ballady, albo akustyczne utwory w powolnym tempie. Zaskakuje Silent/Transparent - mamy w nim dwie różne partie perkusji nagrane w osobnych kanałach. Potem mamy jeszcze jeden mocniejszy utwór It's My Tail... a następnie znowu kilka balladowych kawałków. Nawet bonusowy Cloak to ballada... Cóż, taki nastrój. Ale za to są to ładne utwory, pełne zadumy i melancholii. Całość dobrze pasuje do okładki i ogólnego, mrocznego designu.

Udało mi się zakupić wydanie w mediabooku z dodatkowym utworem. Wydanie bardzo ładne, choć mało urozmaicone - okładkowy motyw przewija się przez całą książeczkę. Po lewej są teksty, po prawej rysunki. Ale nieźle to wygląda.

Ocena: 2/5














piątek, 28 marca 2025

Oceansize - Music for Nurses EP (2004)

Data zakupu: 21 marca 2025 roku

EPka wydana między debiutem Effloresce a magnum opus Everyone into Position. Bardzo zgrabna, 5 utworów, 25 minut muzyki. Jest sporo mocnych uderzeń, jak otwierający One Out of None i kończący płytę As the Smoke Clears. Jest też spokojniej w Paper Champion i w Dead Dogs an' All Sorts, ale to nadal mieszanka mocnego grania i delikatniejszych momentów. Naprawdę dobre granie, szczególnie pierwszy kawałek powala. A w środku mamy jeszcze Drag the 'nal, ambientowy fragment, trwający niecałe 2 minuty.

Wydanie eleganckie, w digipaku, z ascetyczną oprawą. Brak wkładki czy książeczki, wszystkie opisy są na digipaku.

Ocena: 2/5