piątek, 28 lutego 2025

Porno for Pyros - Porno for Pyros (1993)

Data zakupu: 25 lutego 2025 roku

To chyba najbardziej zbliżony do twórczości Jane's Addiction album jaki powstał po ich pierwszym rozpadzie. Co prawda jest sporo funku i harmonijki ustnej, ale poza tym jest bardzo rockowo, no i wokal Farrella nadaje całości specyficznego brzmienia. Co ciekawe, poznałem ten album w roku wydania, bo miałem go wypożyczonego z wypożyczalni płyt CD. Nie przypadł mi wtedy jakoś specjalnie do gustu, choć parę utworów mi się podobało (Sadness, tytułowy, Pets). Dzisiaj bardziej mi podchodzi, lubię w nim właśnie ten rockowy zadzior. Nie ma tu ballad, najspokojniejszy na płycie jest chyba przebojowy Pets. Sympatyczna płyta.

Wydanie takie sobie, dobrze, że są teksty. Okładka (jak to u Farrella) beznadziejna.

Ocena: 2/5

 


wtorek, 25 lutego 2025

Goat - Goat (2024)

Data zakupu: 21 lutego 2025 roku

To zdecydowanie najlepszy album 2024 roku. Poznałem go czytając recenzję w ostatnim Lizardzie, gdzie został uznany za album numeru. Trochę mnie zdziwił ten werdykt, szczególnie, że recenzja była naprawdę entuzjastyczna. Dodatkowo jest to już siódmy album tego projektu, a ja nigdy o nich wcześniej nie słyszałem. Dziwne to było wszystko, więc postanowiłem się zapoznać z ich twórczością. No i dokładnie w dniu 31 stycznia 2024, w okolicach godziny 15:00 miałem okazję pierwszy raz posłuchać tej płyty. Szczena mi opadła. Doskonały psychodeliczny rock, z dużym wykopem, znakomite solówki gitarowe, dodatkowo domieszane są też elementy elektroniczne (perkusyjne loopy), mnóstwo bębenków, przeszkadzajek, psychodeliczne klawisze (także w solówkach!) i jeszcze kobiecy dwugłos śpiewający od czasu do czasu. Porywająca mieszanka, coś, czego się kompletnie nie spodziewałem. Zespół składa się z 7 osób, wszyscy kryją się za maskami przywołującymi na myśl jakieś szamańskie pogaństwo. Ale grają naprawdę świetnie!

Wyróżniłbym kilka utworów. Przede wszystkim otwierający One More Death ze świetnym riffem, a potem znakomitą solówką gitarową (w środku mamy jeszcze psychodeliczną wstawkę a la Whole Lotta Love). Kolejny utwór, Goatbrain, to już inne granie, przypomina trochę dokonania The B-52's - gitara mocno przekształcona wygrywa przedziwne riffy. Równie doskonały jest Zombie tym razem czarujący hip-hopowym rytmem i solówkami klawiszowymi. Oprócz już troszkę bardziej tradycyjnych, mocno nawiązujących do lat 70-tych utworów Dollar Bill i Frisco Beaver mamy też dwa łągodne przerywniki - Fool's Journey z dominującą partią fletu i akustyczny The All is One. Ale i tak wszystko przebija kończący album utwór Ouroboros. Znakomity beat, świetny, funkowy riff (trochę a la Prince) i kończąca cały album saksofonowa kakofonia to jest coś tak niesamowitego, że mógłbym go słuchać w nieskończoność (a i tak trwa ponad 7 minut).

Wydanie, niestety, dość skromne. Kartonik, a w nim płyta CD w obwolucie. Napisów tyle co nic, dobrze, że jest chociaż spis utworów :-)

Ocena: 4/5 

Płyta w folii, naklejka na folii

Po zdjęciu folii płyta już nie chce się zamykać






czwartek, 20 lutego 2025

Frankie Goes to Hollywood - Two Tribes (1994)

Data zakupu: 19 lutego 2025 roku

Singiel, który chciałem mieć już w latach 90-tych. Znakomity utwór FGTH z fajnymi remiksami Fluke. Naprawdę dobrze napakowany muzyką, prawie 35 minut. Fluke zamieścił tu aż 3 remiksy, co prawda jeden to wersja radiowa, a drugi to wersja instrumentalna, ale i tak są bardzo fajne. Poza tym mamy oczywiście oryginalną wersję radiową, z 1984 roku, a także dwa archiwalne miksy, w tym mój ulubiony zatytułowany Annihilation (ponad 9-minutowy!). Wśród fanów FGTH sensację wzbudziło zamieszczenie rzadkiego miksu Hibakusha, który na europejskim CD znalazł się po raz pierwszy - wcześniej ukazał się wyłącznie na składance Bang, wydanej w 1986 roku w Japonii (nie mylić ze składakiem Bang! z 1993 roku). Ale dla mnie to po prostu kolejna wariacja miksu Annihilation, nie jestem aż tak wielkim fanem FGTH.

Wydanie interesujące, wkładka nie jest rozkładana, tylko zadrukowana z dwóch stron - rzadki zabieg.

Ocena: 2/5 


czwartek, 13 lutego 2025

Massive Attack - Collected (2006)

Data zakupu: 13 lutego 2025 roku

Jakoś żadna płyta Massive Attack nie przypadła mi do gustu. Co innego single, niektóre były przebojami, więc składak singlowy w ich przypadku to dobry pomysł. Mamy tutaj wybór z każdej płyty - z Blue Lines (1991) są 3 utwory, z Protection (1994) także 3, z Mezzanine (1998) oczywiście najwięcej, w końcu to ich najbardziej znany album - 4 utwory, z 100th Window (2002) ponownie 3 i jeden całkiem nowy kawałek (Live with Me). Nagrania ułożono w fajnej kolejności (przynajmniej nie chronologicznie, czego nie lubię), słucha się tego bardzo dobrze, wszystkie kawałki są w wersjach płytowych (więc długie)... Czego chcieć więcej?

Istnieją też inne wydania, najciekawsze to to z dodatkową płytą w hybrydowym formacie CD/DVD - na jednej stronie są ścieżki dźwiękowe, na drugim ścieżki wideo ze wszystkimi teledyskami. To mógłbym mieć, bo ich klipy były naprawdę dobre, ale jednak sobie daruję - za droga zabawa.

Wydanie dość bogate, gruba książeczka z mnóstwem zdjęć. Na jej końcu znajdują się opisy nagrań. Okładka taka sobie, ale nie najgorsza.

Ocena: 2/5 




Po lewej widoczna wkładka niemieckiego oddziału Virgin - rzadkość w 2006 roku.
Można było wygrać nawet odtwarzacz MP3!












Druga strona wkładki


sobota, 8 lutego 2025

Porno for Pyros - Good God's Urge (1996)

Data zakupu: 5 lutego 2025 roku

Porno for Pyros to zespół stworzony na zgliszczach Jane's Addiction. Wokalista Perry Farrell i perkusista Stephen Perkins dobrali sobie nowych kolegów - Petera Distefano na gitarze i Martyna Lenoble na gitarze basowej. Ich debiutancki album ukazał się w 1993 roku i zawierał muzykę nie tak bardzo odbiegającą od poprzedniego zespołu, może bardziej funkową (o tej płycie jeszcze napiszę). Natomiast w 1996 roku świat muzyki zmieniał się dynamicznie i funk-metalowe granie przestało być popularne. Farrell to wyczuł i stworzył coś całkiem innego. 

Na drugim (i tak naprawdę ostatnim) albumie PfP mamy bardzo dużo akustycznych brzmień, dominują ballady, mniej typowe dla rocka instrumenty (dęciaki, flet itp.), pojawia się też trochę elektroniki. Na całością jednak nadal krąży duch i głos Farrella nadając tej muzyce swój wyjątkowy sznit. Zaczyna się dość nietypowo - w utworze Porpoise Head zagrał gościnnie prawie cały zespół Bauhaus (oczywiście bez Petera Murphy'ego), tworząc trochę gotycki klimat - fajny kawałek. Później jest albo bardziej klimatycznie i akustycznie (100 Ways, Kimberly Austin, Bali Eyes), albo bardziej rockowo (Tahitian Moon, Dogs Rule the Night, Freeway z gościnnym udziałem Dave'a Navarro - to już 3/4 Jane's Addiction!) czy bardziej mrocznie, ale nadal klimatycznie (Thick of it All). Całość robi dobre wrażenie, szkoda, że nie pociągnęli tego dalej. 

Wydanie dość skromne, okładka bardzo Farrellowa, co raczej nie jest zaletą, bo akurat żadna okładka płyt z jego udziałem nie podoba mi się. Wkładka z dużą ilością tekstu. Pod płytą CD jest zdjęcie zespołu - nie ma na nim Martyna Lenoble, który odszedł z zespołu w trakcie sesji i gra chyba dosłownie w dwóch utworach - na basie zastąpił go głównie Mike Watt.

Ocena: 2/5 








środa, 5 lutego 2025

King's X - Dogman (1994)

Data zakupu: 28 stycznia 2025 roku

Kolejny album King's X okazał się jeszcze cięższy, bliżej metalu już później nie byli. Nadal mamy znakomite utwory w postaci tytułowego, Black the Sky, Fool You, Don't Care, Human Behavior, Cigarettes czy Pillow. Sporo solówek gitarowych, fajnych, chwytliwych melodii... Szkoda tylko, że głónym wokalistą został wyłącznie Doug Pinnick - na poprzednich albumach zdarzały się główne wokale także pozostałych muzyków (choć perkusista Jerry Gaskill robił to sporadycznie). Ale i tak dobrze mu to wychodzi - słychać to np. w dobrej balladzie Flies and Blue Skies. Mamy też świetną, koncertową wersję Manic Depression Jimiego Hendriksa na końcu. W sumie fajny album, ale dokładnie pokazujący, dlaczego zespół King's X nigdy nie odniósł aż tak dużego sukcesu. Brakuje tutaj jakiejś dozy oryginalności, porywającego riffu, przebojowej melodii i czegoś co ich wyróżni z tłumu podobnych zespołów...

Wydanie dość standardowe. Ciekawostką jest fakt, że okładkowy piesek występuje w kilku wariantach kolorystycznych - bywa też czerwony, niebieski i zielony. Mnie się trafił żółty.

Ocena: 2/5












sobota, 1 lutego 2025

King's X - King's X (1992)

Data zakupu: 28 stycznia 2025 roku

King's X to moje odkrycie z zeszłego roku, chociaż kojarzyłem ten zespół już dawno temu, chyba w okolicach premiery płyty Faith Hope Love z 1990 roku. Nie miałem wtedy okazji ich posłuchać. Później, w dobie Internetu i Youtube'a sięgnąłem z ciekawości po singiel It's Love, ale nie bardzo mi przypadł do gustu - zbytnio kojarzył mi się z Bon Jovi i tego typu graniem. A tu się okazuje, że w latach 90-tych zespół trochę zmodyfikował swój styl, zaczął grać ciężej, miał lepszą produkcję i ciekawsze utwory. Album bez tytułu z 1992 roku to coś, co można postawić obok Roll the Bones czy Superunknown. Zaczyna się mocarnie, od świetnego kawałka The World Around Me, którego nie powstydził by się Soundgarden, potem mamy trochę reminiscencji poprzedniego wcielenia zespołu w postaci lekko pop-rockowego Prisoner, ale okraszonego długą i znakomitą solówką gitarową pod koniec. A najlepsze następuje po nim - metalowa ballada The Big Picture ma naprawdę znakomitą melodię i jest dość mroczna - kojarzy mi się z Fishbone (głównie ze względu na śpiew Douga Pinnicka). Potem jest już różnie: czasami lepiej (znakomity Chariot Song, singlowy Black Flag czy metalowy Silent Wind), czasami gorzej (lekko nudnawy What I Know About Love, słabsze Lost in Germany i Dream in My Life), ale i tak całość robi dobre wrażenie.

Wydanie standardowe, europejskie, z dodatkowym utworem Junior's Gone Wild (utwór z filmu Bill & Ted's Bogus Journey z Keanu Reevesem), nie wiedzieć czemu wsadzonym do środka płyty. Okładka niezła, ale wkładka już bez szału - zdjęcia, teksty itp.

Ocena: 2/5