Data pierwszego zakupu: 29 lutego 1995 roku
Data drugiego zakupu: 5 sierpnia 1999 roku
Data ponownego zakupu: 4 listopada 2014 roku
Powyższe daty doskonale pokazują mój stosunek do tego zespołu - albo go uwielbiałem, albo nienawidziłem. Nie wiem czemu, bo w końcu to naprawdę dobry wykonawca, a niektóre nagrania NIN uwielbiam do dzisiaj. W każdym razie już nie będę się pozbywał ich płyt.
The Downward Spiral to album, który mnie powalił na ziemię. Czegoś takiego nie słyszałem nigdy wcześniej, dlatego długo szukałem szczęki na podłodze po zakończeniu przesłuchiwania. Bardzo agresywny, przy czym niesamowicie bogaty w brzmienia, dzięki bardzo ciekawym pomysłom Reznora na wykorzystanie elektroniki. Spokojnie można stwierdzić, że ten album zmienił podejście do brzmienia wielu zespołów z kręgów electro popu, future popu i industrialu. Metalowa agresja, ale zarazem bardzo chwytliwe melodie, w połączeniu z doskonałym wokalem Reznora. Właśnie, muszę przyznać, że po pierwsze Trent jest jednym z najlepszych rockowych wokalistów jakich znam, a po drugie ma fenomenalną dykcję. Naprawdę, jest to jeden z niewielu wokalistów, którego bardzo łatwo zrozumieć, pomimo wielu różnych sposobów śpiewania. Inni mogą się spokojnie uczyć od niego wymowy.
Przez ładnych parę lat The Downward Spiral znajdował się u mnie w pierwszej trójce albumów wszechczasów (przed T.V. Sky The Young Gods i za Within the Realm of a Dying Sun Dead Can Dance - nawet stworzyłem sobie taką fajną zbitkę - Within the Downward Sky). Później moje zainteresowania poszły w innym kierunku, dlatego też NIN popadł w niełaskę. Obecnie jednak żywię do niego ciepłe uczucia. Parę nagrań co prawda nie wytrzymało próby czasu (Heresy, A Warm Place, Reptile, Mr. Self Destruct), ale inne nadal robią na mnie wielkie wrażenie (I Do Not Want This, Big Man With a Gun, Eraser, Piggy, The Downward Spiral). Cała płyta jest naprawdę dobra i wracam do niej z przyjemnością.
Zarzekałem się, że zakupię wersję Deluxe z 2004 roku, ale po przeanalizowaniu drugiej płyty, wszystkich jej plusów (sporo fajnych nagrań z różnych miejsc na jednej płycie) i minusów (wielu fajnych nagrań brakuje), postanowiłem jednak zakupić wydanie podstawowe (dostępne za dużo mniejsze pieniądze), a w przyszłości uzupełnić je może nawet o Further Down the Spiral, płytę z remiksami z 1995 roku. Dlatego też po raz trzeci mam to samo wydanie. I tu zaskoczenie - nie wiem, czy to celowe, czy błąd, ale cała książeczka jest w ciemniejszej tonacji niż poprzednie wydania. Trochę szkoda, bo logo NIN z okładki książeczki zawsze wyglądało fajnie, a obecnie jest mniej czytelne. W ogóle cały design płyty uważam za doskonały - świetne zdjęcia, doskonały pomysł z umieszczeniem tekstów utworów po jednym na każdej stronie (a czasami na dwóch). Przy każdym utworze informacji o producencie i dodatkowych muzykach - a jest ich sporo, m.in. Adrian Belew z King Crimson, Tommy Lee z Motley Crue i Stephen Perkins z Jane's Addiction. No i to ciekawe opakowanie - nie spotkałem się z żadnym albumem, który byłby w pudełku singlowym wsadzonym w pudełko.
Wydanie z 2004 roku nadrabia dla mnie przede wszystkim jakością dźwięku - zwłaszcza w wersji 5.1 na odpowiednim sprzęcie. TDS to doskonały dowód, że ten format powstał z myślą o artystach jak Reznor, który jak mało kto potrafi(ł) pomysłowo zagęścić aranżacje swoich utworów i nawet po latach można wyłapać coś nowego. Dlatego też nie mogę się doczekać zapowiadanej od lat reedycji The Fragile (które tak na marginesie jakoś zawsze stawiałem troszkę wyżej). Ten album w miksie sześciokanałowym będzie już nie tyle mistrzostwem świata, co wszechświata ;)
OdpowiedzUsuń