środa, 4 lutego 2015

Dead Can Dance - Dead Can Dance (1984)

Data zakupu: 3 lutego 2015 roku

Ciekawa sprawa z tym debiutem zespołu Dead Can Dance. Po raz pierwszy poznałem go dzięki pirackiej kasecie ponad 20 lat temu. Nie spodobał mi się i, prawdę mówiąc, nie słuchałem go później w ogóle, aż do końca ubiegłego roku! Po ponownym przesłuchu okazało się, że nie tylko kojarzę większość utworów (czyli coś mi zostało w głowie z tamtych lat), ale też jest to naprawdę niezła płyta! Dziwne, że nie doceniłem jej wtedy, choć z drugiej strony, gust mi się trochę jednak zmienił przez te lata...

Debiutancki album DCD to z jednej strony świetne new wave'owe, rockowe granie (The Trial, Fortune, East of Eden, A Passage in Time), gdzie Brendan okazuje się być nie najgorszym gitarzystą (niezłe pasaże w The Trial), świetnym wokalistą no i równie zgrabnym kompozytorem. Bardzo fajnie wkomponowuje się w to wszystko Lisa, czarując głosem m.in. w Frontier, Ocean i Musica Eternal, ale także dorzucając swoje granie na japońskiej odmianie cytry, co dodaje nagraniom uroku i zapowiada późniejsze poszukiwania. Dobrze, że do właściwego albumu dorzucono także EPkę Garden of the Arcane Delights - jest zarazem podobna, jak i odmienna od właściwej płyty. Bardzo polubiłem ten album.

Okładka znakomita, zawsze mi się podobała. Szkoda, że reszta taka minimalistyczna - wkładki brak, jest tylko kawałek karteczki z okładką i jednym zdaniem z drugiej strony. Ciekawy jest tray pudełka - całkowicie gładki i lśniący.

Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify

Zafoliowana okładka

Zafoliowany tył - fajnie, że naklejki znalazły się na folii, nie szpecą pudełka

Okładka

Tył

Bok

Środek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz