Data zakupu: 29 lipca 2020 roku
Mój ojciec jest z zamiłowania majsterkowiczem. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku była to nader przydatna umiejętność. W związku z tym w naszym mieszkaniu ojciec miał pracownię w której było mnóstwo różnych narzędzi, elementów budowlanych, ale też sporo rzeczy elektrycznych i elektronicznych. Fascynował mnie ten świat, choć okazało się, że mam raczej dwie lewe ręce do tego typu działań. Ponieważ ojciec fascynował się również różnego rodzaju sprzętami grającymi, stąd obcowałem często z magnetofonami szpulowymi i kasetowymi, gramofonami, mikrofonami i głośnikami. Jak jeszcze dorzucimy do tego jego zainteresowanie komputerami już od wczesnych lat 80. to spokojnie mogę powiedzieć, że dzieciństwo kojarzy mi się właśnie z takimi klimatami. Starych urządzeń grających, elektrycznych i elektronicznych.
Idealną ścieżką dźwiękową do takich wspomnień i klimatów jest właśnie ten album. Pełen tego typu dźwięków, które od razu kojarzą się z różnymi oscyloskopami, magnetofonami szpulowymi, radiostacjami, radiami itp. Album poświęcony zarówno radiu jak i radioaktywności. Z jego niesamowitą, mroczną atmosferą, charakterystyczną dla wczesnych eksperymentów z muzyką całkowicie elektroniczną. Nie brakuje tu też pięknych melodii (Radioactivity, Radioland, Airwaves, Antenna, Ohm Sweet Ohm), jak i mrocznych momentów (Radio Stars, Radioland). Są też klimatyczne przerywniki (Geiger Counter, Intermission, News, The Voice of Energy) a także kawałek, który spokojnie mógłby się znaleźć na niektórych płytach wykonawców z lat późniejszych, czyli Transistor. Piękny album.
Wydanie udało mi się zdobyć w wersji z angielskimi tytułami utworów. Na szczęście jest to jedyna płyta Kraftwerku na której niektóre utwory zostały zaśpiewane w dwóch językach (niemieckim i angielskim). Nie było osobnego wydania dla danego języka. Okładka bardzo pasująca do muzyki. Szkoda tylko, że to stare wydanie, więc we wkładce właściwie nic nie ma.
Ocena: 4/5
Single: Radioaktivitatet
Okładka
Tył
Bok
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz