Data zakupu: 1 czerwca 2020 roku
W 1995 roku byłem pod wielkim wpływem muzyki industrialnej i metalowej. Co prawda z metalem raczej nie było mi po drodze, jedynie sporadycznie coś mi się tam spodobało (np. Cynic, My Dying Bride, Type O Negative), ale połączenie metalowych riffów i elektroniki zdecydowanie mnie kręciło. Kolega polecił mi kasetę Demanufacture i totalnie odjechałem na punkcie Fear Factory. To było coś niesamowicie mocnego, ale zarazem fajnego i porywającego. Błyskawicznie pędzące do przodu utwory, mocarne, ultraszybkie riffy i do tego ta stopa perkusji małpująca gitarę. A na dodatek atmosferyczne klawisze, wokalista na przemian krzyczący i śpiewający czystym głosem - doskonała mieszanka. Na tym albumie zespół mocno kombinował, starając się urozmaicać tempa, riffy i melodie (czego, niestety, nie ma na ich współczesnych albumach). Tak więc, oprócz typowo metalowych killerów jak utwór tytułowy, Self Bias Resistor, Zero Signal, New Breed czy H-K (hunter-killer) mamy też bardziej rockowe nagrania jak Replica, Dog Day Sunrise (znakomity cover zespołu Head of David) czy powolny Body Hammer. Nie brakuje też porywających refrenów (Pisschrist) i kończącej płytę, podniosłej pieśni (A Therapy of Pain). Całość okraszona jest mnóstwem klawiszy, ambientowych plam i odgłosów, co jest zasługą klawiszowca Front Line Assembly Rhysa Fulbera. Dzięki temu cały album ma świetny, niepowtarzalny klimat.
Okładka jest genialna w swojej prostocie (miałem nawet kiedyś taką koszulkę). W środku teksty i informacje, do tego przetworzone zdjęcia muzyków - w sumie nic ciekawego.
Ocena: 3/5
Single: Replica, Dog Day Sunrise
Okładka
Tył
Bok
Środek
Rozłożona książeczka
Wnętrze książeczki 1
Wnętrze książeczki 2
Wnętrze książeczki 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz