Data zakupu: 13 stycznia 2023 roku
Kiedy w zeszłym roku gruchnęła wiadomość o reaktywacji The Mars Volta, oczywiście byłem podekscytowany jak wszyscy fani zespołu. W dodatku akcja marketingowa zespołu zaczęła się z przytupem - specjalne stanowisko do przesłuchania pierwszego singla (Volta Cube), umieszczone w parku w USA. Nowa czcionka, nowy design, 14-minutowy teledysk do 3 minutowego kawałka, będący niejako hołdem dla rodzinnego Portoryko - wszystko to robiło wrażenie.
Niestety muzyka towarzysząca tym działaniom już nie robiła wrażenia. Zespół postanowił nagrać całkowicie popowy album. Piosenki są króciutkie (między poniżej 2 minut a niewiele ponad 4 minuty), jest ich 14, a całość trwa tylko tyle co winyl (czyli 45 minut). W dodatku większość brzmi niczym odrzuty z solowej twórczości Omara Rodrigueza-Lopeza (z okresu 2016-2017). Czyli jest miło, przyjemnie, łagodnie i... nudno. Dodatkowym zarzutem jest to, że wokal Cedrica jest wszechobecny - prawie w ogóle nie ma partii czysto instrumentalnych, Cedric śpiewa non stop. Na dłuższą metę jest to męczące. Co prawda udaje mu się tworzyć naprawdę ciekawe melodie, wokalnie też jest on w formie, ale... to nie jest The Mars Volta. Ten album powinien się ukazać pod inną nazwą, bo po prostu nie pasuje do poprzedniej twórczości (nawet do tak słabego albumu jak Noctourniquet, który jednak miał momentami rockowego pazura). Jeżeli miałbym wyróżnić jakieś utwory, to na pewno dwa pierwsze na płycie, będące zarazem singlami: Blacklight Shine z fajnymi latynowskimi klimatami i Graveyard Love ze świetną partią klawiszy pod koniec utworu. Na plus mogę dorzucić też Flesh Burns from Flashbacks i The Requisition. Reszta, niestety, ssie.
Dlaczego więc kupiłem ten album? Ano, z tego samego powodu co Welcome 2 America Prince'a - z tęsknoty do zakupienia czegoś nowego, bieżącego. Dodatkowo płyta jest wydana naprawdę ładnie - fajna kolorystyka, interesujący design. Ciekawostką jest całkowity brak spisu utworów - tytuły są jedynie przy tekstach nagrań.
Ocena: 1/5
Single: Blacklight Shine, Graveyard Love, Vigil, Flesh Burns from Flashbacks
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz