środa, 12 lipca 2023

Kobong - Kobong (1995)

Data zakupu: 5 czerwca 2023 roku

Ach, cóż to była za sensacja w 1995 roku, kiedy ten album się ukazał. Wszyscy krytycy muzyczni rozpływali się w pochwałach. Niektórzy nawet twierdzili, że to lepsze niż cokolwiek wydanego na Zachodzie. Obiektywnie mogę stwierdzić - faktycznie muzycy Kobonga stworzyli dzieło oryginalne i nie przypominającego niczego innego (podobnie jak inny polski zespół, Kinsky, ale tamten był zbyt awangardowy). Częściowo granie przypomina dokonania zespołu Helmet, głównie ze względu na riffy w dziwacznym metrum, ale jednak jest to granie inne. Niby metal, ale tak pokręcony, że aż dziwnie brzmi. W epoce ten album mi się nie podobał, choć mojego kumpla kręcił bardzo. Dopiero niedawno się do niego przekonałem. Podobają mi się te zakręcone zabawy, sporo instrumentalnej matematyki i nawet dziwaczne teksty mi nie przeszkadzają. Plus dla zespołu, że tylko jeden kawałek (i to jeden z lepszych), Rege, jest zaśpiewany po angielsku. Minusem jest brak jakichś spowolnień, czy wyciszeń - tylko krótka Gnoza jest wytchnieniem między riffowaniem. Ale poza tym to kawał dobrej muzyki.

Oczywiście oryginalne wydanie osiągało jakiejś horrendalne ceny, dlatego dobrze, że w 2018 roku ukazał się ten remaster. Wydany po prostu przepięknie, w podwójnym digipaku, z dodatkową płytą koncertową (koncert z 1994 roku, nie słuchałem jeszcze), z dwoma książeczkami (!!!) i paroma smaczkami jak tytuły nagrań w kolorze czarnym na czarnym tle (na zdjęciu wyszło to całkiem dobrze). W książecznkach teksty utworów, przy czym w tej dotyczącej koncertu jest tekst jedynie utworu Chmura, który ukazał się w wersji studyjnej dopiero na ich drugim albumie Chmury nie było.

Ocena: 2/5 

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz