Debiut Helmet w barwach kultowej wytwórni Amphetamine Reptile Records. To była taka mała firemka założona przez byłego żołnierza, który lubił dobrą, niezależną muzykę rockową. Przez jego wytwórnię przewinęło się parę znanych nazw jak Boss Hog, Melvins czy Today is the Day, ale też sporo mniej znanych - Love 666, Cows, Unsane, Hammerhead... Sporo zespołów, które łączyło jedno hasło - Noise. Faktycznie było głośno, hałaśliwie i czasami kompletnie niesłuchalnie.
Nie inaczej jest z debiutanckim albumem Helmet, największej gwiazdy wytwórni. Mamy tu tylko 9 nagrań, całość trwa niecałe 31 minut, ale momentami jest to ciężkie w odbiorze. Głównie ze względu na fakt, że lider zespołu, Page Hamilton, drze się czasmi niemiłosiernie przygrywając sobie mocno przesterowanymi i psychodelicznymi riffami podwójnych gitar. Momentami robi się z tego kakofonia, szczególnie w końcówkach nagrań. Ale zarazem słychać, że styl zespołu powstał od razu - mamy rwane riffy, częstokroć grane w innym metrum niż perkusja, niektóre są bardzo chwytliwe (jak w Make Room czy Blacktop) i spokojnie mogłyby się znaleźć na kolejnych, dużo przystępniejszych albumach zespołu. Niemniej jednak jest to ciekawy album, szczególnie dobre wrażenie robią nagrania Repetition, wspomniany już Make Room, niesamowity Sinatra (jeden z najwolniejszych kawałków w historii zespołu) czy FBLA.
Okładka dziwaczna, choć typowa dla alternatywnej sceny amerykańskiej. W środku niewiele treści, widać, że to produkt z końca lat 80-tych.
Ocena muzyki: 2/5
Okładka
Tył
Bok
Środek
Rozłożona wkładka
Wnętrze wkładki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz