środa, 13 maja 2020

Prince - Black Album (1994)

Data zakupu: 27 Kwietnia 2020 roku

Historia tego albumu jest nieco zawiła. W 1987 roku, już po wydaniu Sign'O'The Times Prince planował wydać kolejny album, z czarną okładką, bez nazwiska wykonawcy ani tytułu, tylko spis utworów i numer seryjny. Wytłoczono nawet jakąś część nakładu, kiedy Prince nagle kazał wycofać album z rynku, uważając, że przesadził, że jest on zbyt wulgarny. W zamian za to przygotował album Lovesexy, który ukazał się w 1988 roku. Może i w sumie dobrze, bo Lovesexy okazało się jednym jego najlepszych dokonań. Natomiast Black Album stał się najchętniej piraconym albumem wszech czasów - powstały niezliczone wydania bootlegowe, dzięki czemu fani mogli się przekonać co też Książę chciał im wtedy zaproponować.

Ze względu na konflikt z Warner Bros, który wybuchł w okolicach 1993-1994 roku, Prince, chcąc się pozbyć zobowiązań płytowych, wyraził zgodę na oficjalne wydanie Black Album, inkasując za to milion dolarów. Album ukazał się na CD, kasecie oraz winylu, oczywiście w czarnej okładce, bez żadnych napisów oprócz numeru seryjnego oraz logo wydawcy. Na samym CD zamieszczono spis utworów i informacje prawne. O tym, że to słynny Black Album informowała jedynie naklejka na okładce płyty. Podobno ilość płyt/kaset była ściśle ograniczona. Coś w tym jest, bo obecnie ciężko zdobyć ten album w normalnej cenie (co mnie się akurat udało). 

A jaka jest ta muzyka? Bardzo podobna do innych nagrań z okresu 1985-1987. Sporo p-funku (Le Grind, Cindy C, Superfunkycalifragisexy), jest nawet rapowane electro (Dead on It), trochę rockowania (Rock Hard in a Funky Place) i fajny, lekko jazzujący, prawie całkiem instrumentalny kawałek 2 Nigs United 4 West Compton. Jedyna ballada w zestawie, When 2 R In Love została wykorzystana w niezmienionej formie na Lovesexy. W sumie fajnie granie, choć czasami za długie (szczególnie Le Grind i Cindy C). Osobiście dużo bardziej wolę stronę B, szczególnie ten kawałek instrumentalny oraz... No właśnie, jest jeszcze jeden kawałek, chyba najbardziej kontrowersyjny. Bob George. Pełen wulgaryzmów, jest to właściwie historia gangstera (w którego wciela się oczywiście Prince z mocno obniżonym głosem), który napada na bank i ma inne różne przygody. Bardzo mocna rzecz, choć z drugiej strony nawet zabawna, szczególnie, że Prince bawi się swoim głosem na wiele sposobów. Ciekawa rzecz, choć ilości słów na 'f' padających w tym nagraniu nie zliczę. W sumie płyta nie prezentuje się źle, dobrze wpisuje się w ówczesny wizerunek muzyczny Prince'a.

Tak, jak pisałem, nie ma tu nic do opisania, jeżeli chodzi o wygląd. Zwykłe pudełko z czarnym tray'em, czarna okładka, czarne wnętrze, wszystko czarne. Naklejka na pudełku i tyle.

Ocena: 3/5

Okładka. Tylko dzięki naklejce wiemy co to za album

Tył. Oryginalna naklejka z kodem paskowym zaklejona przez naklejkę komisu

Bok

Wnętrze pudełka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz