Debiutancki album Homo Twist, Cały Ten Seks z 1994 roku, nie powalał. Dość sztampowy alternatywny rock z dodatkami dancingowymi (Ach, proszę pani) nie wyróżniał się niczym szczególnym na tle innych kapel. Co innego drugi album, bez tytułu. Brzmienie stało się bardziej surowe, mocniejsze, Maleńczuk lepiej zaczął grać na gitarze, ewidentnie dopasowując się do panującej za Oceanem stylistyki. Mamy więc niezłe riffy, sporo ostrych zgrywek, atonalne solówki i pulsujący bas. Całość jest mocna, brakuje np. jakichkolwiek ballad (spokojniejszy utwór Walka o pokój ciężko nazwać balladą), czasami jest grunge'owo (Demony, Portfel ojca), czasami bluesowo (Ten Years After), czasami punkowo (Krew na butach). Ale cały czas jest czadowo. Zachwycają mnie zwłaszcza gościnne solówki gitarowe Waglewskiego w 4 utworach - jedne z lepszych w jego wykonaniu.
Niestety, gorzej jeżeli chodzi o warstwę tekstową. Maleńczuk nie jest zbyt lotnym pisarzem i niekiedy jego teksty są żenujące (pornograficzny Portfel ojca, Mandela, Techno i porno). Dużo lepiej wypada, kiedy sięga po innych autorów (zwłaszcza Emily Dickinson - Demony są naprawdę niezłe).
Wydanie dość oryginalne - 5 kartek z alternatywnymi wersjami okładek, a po drugiej stronie teksty utowrów. W wersji kasetowej wyglądało to lepiej - jak twierdzi Maleńczuk miały imitować karty Tarota. Wydanie mam oryginalne, Music Corner Records.
Ocena: 2/5
Maleńczuk to jeden z lepszych polskich, rockowych tekściarzy, czy sie to komuś podoba, czy nie :-)
OdpowiedzUsuń