Data zakupu: 3 grudnia 2021 roku
Pierwsza pełnoprawna płyta Hawkwind w latach 90-tych XX wieku. Ależ to się świetnie zaczyna - uderzenie syntezatora, perkusja i riff - po prostu czadowo i niesamowicie klimatycznie. LSD to jeden z najlepszych otwieraczy płyt jakie słyszałem. W dodatku po powolnym początku zaczyna się szybka jazda bez trzymanki i tak do końca utworu - tempo szybkie, perkusja (elektroniczne bębny) daje czadu, gitara rzęzi, bas trzyma rytm i do tego całe mnóstwo elektroniki w tle. To chyba jedyny przypadek kiedy Hawkwind brzmi podobnie do swoich naśladowców czyli Ozric Tentacles.
Natomiast potem jest już różnie - zaraz po LSD mamy ambientowe fragmenty, które staną się stałym punktem programy wszystkich późniejszych płyt. Blue Shift to przyjemne plumkanie, natomiast Death of War to już mroczna elektronika z melodeklamacją w tle. W ogóle na płycie dominują klawisze, takich stricte rockowych kawałków mamy mało: znakomity Secret Agent, Mask of the Morning (z tekstem zaczerpniętym z Mirror of Illusion z debiutanckiej płyty!) i przebojowy Right to Decide. Żwawiej jest też w Sadness Runs Deep i Snake Dance, ale te już są łagodniejsze i czasami zahaczają o reggae. Dominują ambienty (tytułowy kawałek, Garden Pests czy Space Dust) lub klimatyczne fragmenty z rytmem (transowy Don't Understand, doskonały Going to Hawaii). Cały album jest bardzo długi - ponad 74 minuty, ale nie nużący. Dominują utwory instrumentalne - na kolejnej płycie to już będzie w ogóle norma. Bardzo lubię ten album, choć to średnie stany Hawkwind. Faktem jest za to, że bardzo długo nie nagrali nic równie interesującego - chyba dopiero Onward z 2012 roku jest ciekawy.
Wydanie kanadyjskie, niestety, bardzo brzydki design. Okropny zielony kolor tła, nieczytelne napisy z tyłu okładki, dobrze że tytuły utworów są we wkładce. Natomiast to co jest w środku wkładki woła o pomstę do nieba - czerwona czcionka na pomarańczowym tle - nic się nie da przeczytać.
Ocena: 3/5
Single: Right to Decide
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz