poniedziałek, 10 stycznia 2022

Prince - Emancipation (1996)

Data zakupu: 5 stycznia 2022 roku

Ciekawostka - jest to jedyny album (nie liczę Crystal Ball, bo nie był dostępny w Polsce) Prince'a z lat 90-tych którego w ogóle nie miałem na żadnym nośniku. Jedynie kolega mi pożyczył, posłuchałem i mu oddałem. Album monumentalny (3CD, 180 minut muzyki!), ale zarazem mało urozmaicony. Właśnie objętność była czymś, co odrzucało mnie od tej płyty w roku jej wydania. Zwłaszcza, że słuchałem go z kasety, więc ogarnięcie tego to był wyczyn. Wróciłem do tej płyty dopiero niedawno i okazało się, że jest tam parę niezłych fragmentów.

Pierwsza płyta CD to typowy Prince z tamtych lat - jest sporo funku, są elementy jazzowe, nie brakuje ballad i mocniejszych uderzeń. Całość jednak nie przekonuje, szczególnie, że zdarza się sporo słabszych nagrań (White Mansion, Get Yo Groove On, Courtin' Time, We Gets Up, Somebody's Somebody, Mr. Happy). Właściwie fajnych kawałków jest kilka - otwierający Jam of the Year, pierwszy cover umieszczony na płycie Prince'a czyli Betcha by Golly Wow!, drugi cover I Can't Make You Love Me czy wieńczący płytę In This Bed I Scream. Przeważają jednak słabsze rzeczy.

Druga płyta CD jest zdecydowanie gorsza. Na 12 piosenek, aż 8 z nich to ballady! Całość nuży i powoduje, że powieki same się zamykają. Nie pomagają też słabe utwory dynamiczniejsze - Emale irytuje głupawym refrenem, Joint 2 Joint trwa prawie 8 minut a niewiele się w nim dzieje. Lepiej wypada singlowy The Holy River - bardzo przyjemny kawałek. Spośród tych 8 ballad bardzo lubię też Friend, Lover, Sister, Mother/Wife - świetna pościelówa. O reszcie można zapomnieć.

Natomiast płyta nr 3 jest zaskakująco dobra! Właściwie Prince mógłby tylko ją wydać i byłoby spoko. Tylko 2 ballady (w tym jedna z najlepszych w jego karierze, The Love We Make), reszta jest albo bardzo taneczna (house w The Human Body!), albo po prostu interesująca (Da, Da, Da, co prawda z rapem, ale fajnie buja; Style, Emancipation, Sleep Around, New World). Bardzo lubię też My Computer z gościnnym udziałem Kate Bush (prawie nic jej nie słychać, niestety), a nawet przeróbkę One of Us. Ze słabszych kompozycji mogę wymienić tylko Face Down, Slave i kolejny cover La La La Means I Love U - ale i tak pasują do całości.

Wydanie w dużym pudełku z grubą książeczką. Szkoda, że zamiast kiczowatych grafik i zdjęć nie ma tekstów utworów. Fajne są za to przezroczyste uchwyty na płyty CD.

Ocena: 2/5

Single: Betcha by Golly Wow!, The Holy River, Face Down

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz