piątek, 29 sierpnia 2014

Naklejki

Wiele płyt nowych, zapakowanych w folię posiada na tejże folii naklejkę zachęcającą do kupna, lub też reklamę sponsora (jak na Davidzie Gilmourze), czasami także nazwę zespołu i tytuł płyty, których to brakuje na okładce właściwej - choć tutaj naklejki częściej znajdują się na pudełku. Te z folii pieczołowicie starałem się odkleić i zachować w innym miejscu, co nie zawsze mi się udało. Poniżej to co udało mi się uratować.


Pełnowymiarowa naklejka z pudełkowego wydania singla Asylum Orba. Naklejona na okładce ważnego dla mnie zeszytu - dlatego taka powycierana. W końcu ma już 17 lat!!


Naklejka ze składanki Auntie Aubrey's Excursions Beyond the Call of Duty Part 2 reklamująca reedycję części pierwszej.


Kolejny raz coś, czego już nie mam, czyli remiksy płyty The Fragile NIN.


Naklejka z albumu Old Money. Stones Throw to wytwórnia głównie hip-hopowa, więc gitarowa muzyka Omara wydana przez nich była sensacją.


Naklejka z jednej z moich ulubionych płyt Ozric Tentacles.


Z remastera płyty Porcupine Tree.


J.w.


Z ostatniego, jak dotąd albumu SBB.


Z takim napisem mógł być tylko jeden singiel - Pearl's Girl. Aczkolwiek może też pochodzić z niemieckiego wydania Born Slippy.NUXX - co byłoby wprowadzaniem w błąd, bo w końcu ten utwór nie pojawił się na oryginalnej, angielskiej wersji albumu.


I na koniec coś świeżego. Wszystkie płyty Kscope mają podobne naklejki.

czwartek, 28 sierpnia 2014

Wrzutki

W niektórych płytach, głównie elektronicznych, wydawanych przez niezależne wytwórnie, pojawiają się wrzutki - czyli małe karteczki albo reklamowe (jak w przypadku remasterów Porcupine Tree) albo zachęcające do zapisania się na różne listy mailowe (w płytach kupionych w latach 90-tych), albo proszące po prostu o opinie (też w starych płytach). Przez lata uzbierało mi się tego trochę - niektóre już prezentowałem (np. w większości płyt Orbitala, gdzie taka karteczka została wydrukowana w książeczce i trzeba ją ręcznie odciąć), ale wiele z nich przetrwało w moich archiwach i chciałbym je teraz tu zaprezentować.



Najbardziej tajemnicza wkładka - nie pamiętam do jakiej płyty została dołączona. Ponieważ adres to Passion Music, a wytwórnia Jumpin' & Pumpin' jest częścią tej firmy, więc podejrzewam, że znajdowała się w pudełku do reedycji płyty Accelerator The Future Sound of London. To jedyny album tego zespołu jaki mam. Aczkolwiek może ona pochodzić także z jakiegoś innego albumu FSOLa - mój dobry kumpel miał Acceleratora, edycję z 1992 roku oraz singiel Expander z 1994 - być może mi sprezentował ten bezużyteczny kawałek papieru.



Ten przypadek jest jasny - pochodzi z albumu Auntie Aubrey's Excursions Beyond the Call of Duty Part 2. Mam co prawda jeszcze jeden album z wytwórni Ultra Records, ale tam (chyba) nie było żadnej wrzutki.



Wrzutka z albumu Beaucoup Fish Underworld. Ciekawostką jest cytat z utworu Bruce Lee na końcu.




To była karteczka przyczepiona do sznurka opasującego woreczek zawierający dwa zwykłe pudełka z albumem Koncert w Trójce Voo Voo z 1999 roku. Płyty już nie mam ale karteczka mi się ostała.




Wrzutka z singla Bullet (speedloader remixes) Fluke z 1995 roku. Ciekawe, że do singli też dorzucali takie rzeczy...



I jeszcze jedna wrzutka Fluke - tym razem z singla Bubble z 1994 roku. 



Jeszcze jeden Underworld - prawdopodobnie z singla Push Upstairs. Nietypowy kształt - ciekawe, czy Poczta Polska przyjęłaby taki list.


I na koniec ogólna wrzutka wsadzana do wydawnictw z TVT Records oraz WaxTrax! Records (to był ten sam wydawca). Przywędrowała do mnie chyba z którymś single Underworld - bodajże z Dirty Epic/Cowgirl z 1994 roku.

Jak widać wrzutki zostały, choć niektórych płyt już nie posiadam od lat... Na następny ogień pójdą naklejki.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Kraftwerk - The Mix (1991)

Data pierwszego zakupu: ??????
Data ponownego zakupu: 19 sierpnia 2014 roku

Ponownie jak w przypadku White Zombie, jest to płyta, którą już kiedyś miałem, ale nie zapisałem kiedy to było. Nieistotne. The Mix był pierwszym albumem Kraftwerku jaki poznałem. Kupiłem sobie piracką kasetę, która, niestety, była okrojona - brakowało utworów Pocket Calculator/Dentaku i Homecomputer. Te poznałem dopiero później, dzięki wypożyczeniu albumu w wypożyczalni płyt CD. Muszę przyznać, że od samego początku spodobała mi się ta płyta. Nie dość, że otrzymałem większość najbardziej znanych utworów zespołu, to w dodatku wszystko brzmiało wtedy niesamowicie nowocześnie. I trzeba przyznać, że brzmieniowo nawet się nie zestarzała ta płyta. Owszem momentami czuć, że to album z 1991 roku, niektóre dźwięki zalatują lekko latami 80-tymi, ale poza tym jest naprawdę dobrze. Ciekawie było poznawać starsze płyty Kraftwerku i odkrywać różnice pomiędzy wersjami oryginalnymi i zmiksowanymi. A różnic jest sporo.

Przede wszystkim utwory promujące album, czyli The Robots i Radioactivity. Oba zyskały dwa razy szybsze tempo, co diametralnie zmienia ich odbiór. Radioactivity jest w dodatku okraszone nowym tekstem, nieobecnym w wersji oryginalnej. Computer Love i Pocket Calculator mają dodatkowe linie melodyczne, natomiast Homecomputer i Music Non Stop zostały zmiksowane z innymi nagraniami z adekwatnych płyt (Homecomputer z utworem It's More Fun to Compute, a Music Non Stop z Boing Boom Tschak). Krótsza wersja Autobahn rozczarowuje małą innowacyjnością (choć również zawiera dodatkowy tekst), natomiast suita Trans Europe Express jest równie nudna jak oryginał - nigdy się do niej nie przekonam. W dodatku brzmi ona najbardziej podobnie do wersji oryginalnej (zwłaszcza jeżeli chodzi o konstrukcję suity). W sumie jest to jednak bardzo udany album, do którego chętnie powracam.

Wydanie jest, niestety, brzydkie. Okropna okładka, nieciekawe zdjęcia i maksymalny minimalizm w opisie płyty (ledwo kilka linijek tekstu). Oczywiście posiadam wersję anglojęzyczną - te po niemiecku osiągają bardzo wysokie ceny.

Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify

Single: Radioactivity, The Robots

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona okładka

Wnętrze wkładki 1

Wnętrze wkładki 2

Wnętrze wkładki 3

Wnętrze wkładki 4

Wnętrze wkładki 5

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Nine Inch Nails - Fixed (1992)

Data pierwszego zakupu: 29 luty 1995 roku
Data ponownego zakupu: 14 sierpnia 2014 roku

Fixed było pierwszym albumem NIN jaki poznałem. Co ciekawe, mini-album zawierający oryginalne wersje kawałków, Broken, poznałem dopiero sporo czasu później. I do dzisiaj uważam go za jedno z najsłabszych dokonań NIN. Wiem, że była to rzecz przełomowa, która fanów i krytyków rzuciła na kolana, ale mnie jakoś nie podeszła. Dużo bardziej wolę Fixed. Numery są bardziej agresywne, dynamiczniejsze i urozmaicone. Gave Up to prawie drum'n'bass, Wish to industrial, Happiness in Slavery to mroczna odmiana instrumentalnego synth-popu, Throw This Away w ogóle brzmi jak całkiem nowe nagranie NIN (i pewnie tak jest), natomiast Fist Fuck to majstersztyk samplingu. Jedynie Screaming Slave odstaje od reszty chaosem, hałasem i bezsensem. Darzę ten album wielkim sentymentem i właściwie tylko to mnie skłoniło do ponownego zakupu płyty - bo muzycznie to nic wielkiego.

Ciekawostka - pierwotnie miałem płytę wydaną w zwykłym pudełku. Była to edycja francuska - żabojady chyba nie lubią digipaków. Wydanie proste, bez żadnych fajerwerków - tylko proste napisy i niebieska okładka.

Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify

Okładka

Tył

Bok

Środek

czwartek, 7 sierpnia 2014

Tangerine Dream - Tournado (1997)

Data zakupu: 6 sierpnia 2014 roku

Moja przygoda z Tangerine Dream zaczęła się jakieś 18 lat temu. Nie było mi jakoś wcześniej z tym zespołem po drodze - nie miałem nic na kasecie, nie wypożyczyłem ich żadnej płyty CD, nie kojarzyłem zbytnio ich nagrań... Ale nazwa zespołu od czasu do czasu obijała mi się o uszy. Dopiero gdzieś w okolicach 1996 roku wpadła mi w ręce składanka Atmospherics. Kompletnie nie przypadła mi do gustu - zapewne dlatego, że zawierała materiał z lat 1970-1973 i 1984-1988, czyli mniej reprezentatywnego, omijającego najlepsze dzieła zespołu. Nagrania starsze okazały się zbyt trudne w odbiorze, natomiast nowsze zbytnio plastikowe i zajeżdżające "new age'm". Jedynie Dolphin Dance jako tako mi się podobał. Dopiero na studiach znajomy pożyczył mi album Rubycon. Brzmienie tej płyty mocno kojarzyło mi się z pierwszymi dokonaniami Pink Floyd, dlatego też nawet spodobało mi się to dzieło. Do dzisiaj zresztą pozostaje ono jednym z moich ulubionych - uważam nawet, że to najlepszy album TD. 

Niestety kolega nie posiadał innych nagrań TD, a potem moje zainteresowania muzyczne podążyły w innym kierunku. I dopiero w ostatnich latach zapoznałem się z dorobkiem zespołu, głównie z lat 70-tych, trochę z 80-tych i większością z lat 90-tych. A właściwie to było trochę inaczej. Najpierw poznałem albumy Goblins Club i Tournado - ze względu na obecność utworu Towards the Evening Star - jedynego w całej historii zespołu nagrania zremiksowanego przez kogoś innego niż członkowie zespołu. A chodzi o uwielbianą przeze mnie kapelę The Orb. Na singlu zawierającym remiks znajdowała się też wersja oryginalna nagrania - brzmiąca jakby z innego świata. Produkcja licha, brzmienie bardzo staroświeckie, jakby całość nagrano w 1990 roku, a nie 1996. Dlatego dopiero po latach sięgnąłem po wzmiankowane albumy - głównie z ciekawości. 

I zostałem bardzo miło zaskoczony koncertówką Tournado. Nie dość, że nagrana w Polsce, podczas ich koncertu w Chorzowie, to jeszcze dobrze brzmiąca i zawierająca interesującą muzykę. Bardzo staromodnie i kiczowato brzmiącą, ale kojarzącą mi się bardzo pozytywnie z muzyką z gier komputerowych, które katowałem na przełomie wieków tj. Unreal, Motorhead, Redline Racer czy Revolt. Absolutny kicz i momentami żenada (Girls on Broadway), ale zarazem wciągające granie. Większość fanów TD nie lubi okresu od 1988 roku do dziś i wcale się nie dziwię. Nie ma tam zbyt wielu wartościowych dźwięków.  Na początku zespół TD przecierał szlaki, tworzył nową jakość i eksplorował niezdobyte tereny, a potem zaczął grać to co wszyscy tylko gorzej. Nawet ja, choć lubię czasami posłuchać sobie płyt takich jak Turn of the Tides, Oasis czy Goblins Club, uważam, że to muzyka niskich lotów. Ale Tournado mogę słuchać raz za razem i sprawia mi to przyjemność. Pomimo wszelkich wad tego albumu.

Przez ostatni czas uważnie wsłuchuję się w twórczość zespołu i mogę sobie już pozwolić na pewne wyróżnienie ciekawych albumów:

Moje ulubione płyty:
1. Rubycon (1975)
2. Tournado. Live in Europe (1997)
3. Phaedra (1974)

Fajne:
1. Cyclone (1978)
2. Force Majeure (1979)
3. Hyperborea (1983)
4. Tangram (1980)

Akceptowalne:
1. White Eagle (1982)
2. Stratosfear (1976)
3. Logos Live (1982)
4. Le Parc (1985)
5. Ricochet (1975)
6. Green Desert (1986)
7. Valentine Wheels (1998)
8. Alpha Centauri (1971)
9. Poland (1984)
10. Goblins Club (1996)

Reszta jest okropna, zła lub jej nie znam (za dużo tego). Niezła jest też składanka The Essential Tangerine Dream z 2006 roku zawierająca na jednym CD 6 nagrań z klasycznego okresu (czyli The Virgin Years). Idealny wybór dla mnie, gdyż zamiast kupować albumy Stratosfear i Tangram mam tam po jednym kawałku z każdej z nich i to tym lepszym.

W latach 2008-2010 albumy TD wydane od 1988 roku zostały poddane remasteringowi i wydane przez firmę Membran w estetycznych digipakach, okraszone jednolitą szatą graficzną. Z jakiegoś powodu bardzo podoba mi się to wydanie i do niedawna ubolewałem nad faktem, że jest to bardzo droga seria (poniżej 60 zł nie schodziła). Ku mojemu zdumieniu odkryłem, że obecnie wszystkie albumy z Membrana można kupić za śmieszne pieniądze - 19 zł (z przesyłką!!). Oczywiście na Ebay'u, bo na Allegro trzeba dać conajmniej 25 zł (z przesyłką). Dlatego też połakomiłem się na to wydanie. Fajny digipak z kieszonką zawierającą, niestety, jedynie kartonik zgięty na pół. W środku takie sobie zdjęcia i trochę opisu. Ze zdumieniem przeczytałem, że wszystkie utwory (oprócz perkusyjnego intro) są autorstwa tylko i wyłącznie Jerome'a Froese. Być może właśnie dlatego lubię ten album - Jerome lepiej czuł nowoczesną elektronikę niż ojciec... Digipak mi się podoba, choć tytuł płyty z boku okładki mógłby być napisany mniejszą czcionką...

Ocena muzyki: 3/5

Okładka

Tył

Bok - znowu napisy do góry nogami...

Środek - po lewej stronie digipaka kieszonka na wkładkę

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

System of a Down - System of a Down (1998)

Data zakupu: 28 lipca 2014 roku

Debiut System of a Down to przemyślana płyta, z rozpoznawalnym stylem, charakterystycznymi zagraniami... Więcej tu wokalu Tankiana, Malakian pojawia się jedynie sporadycznie i to wyłącznie jako chórek. Brzmienie jest mniej bogate i bardziej surowe niż na Toxicity, co ma sporo i plusów (grają porządnie i muszą się bardziej gimnastykować) i minusów (mniejsze urozmaicenie). Parę patentów bardzo mi się podoba - zmiany rytmu w Suite-Pee, zaśpiew Malakiana w Sugar, świetny walczyk w Peephole (to w ogóle najlepszy utwór na płycie) czy mroczny, długi (ponad 6 minut!) Mind, przywodzący na myśl dokonania Toola. Świetna płyta i, co istotnie, krótka - tylko niecałe 41 minut. Przynajmniej nie zdąży zmęczyć.

Wydanie podobne jak Toxicity - prosta wkładka, mało zdjęć, dokładne teksty utworów, trochę agitki na tyle okładki. Świetna okładka.

Ocena muzyki: 2/5 | Link do Spotify

Single: Sugar, Spiders

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki