środa, 22 lutego 2023

The Sisterhood - Gift (1986)

Data zakupu: 21 lutego 2023 roku

Płyta o której zapewne każdy fan rocka słyszał, więc napiszę tylko pokrótce - jest to projekt Andrew Eldritcha (z The Sisters of Mercy) mający na celu zablokowanie Wayne'owi Hussey'owi (z The Mission, byłemu członkowi The Sisters of Mercy) użycia nazwy The Sisterhood. I tyle wystarczy.

Ciekawa rzecz, że z reguły takie projekty są zrobione na odwal się, tak tylko, żeby powstały. Tymczasem ten album jest bardzo interesujący i zawiera ciekawą muzykę. Całkowicie pozbawiony gitar oraz wokalu Eldritcha (nie mógł śpiewać ze względów kontraktualnych), zawiera właściwie tylko automat perkusyjny, klawisze i głosy innych osób (wymienionych z tyłu opakowania). Utwory są bardzo długie, transowe, pełne repetytywności... I to ich największy atut. Album ma niesamowity klimat i jest bardzo wciągający. Bardzo go lubię, właściwie nie ma tu słabszych fragmentów (może poza Finland Red, Egypt White, w którym dzieje się najmniej), a szczególnie uwielbiam Giving Ground z tak niesamowicie chwytliwym motywem syntezatora, że nóżka sama chodzi. To równie dobrze mogłaby być płyta macierzystych Sióstr, zresztą utwór Colours ukazał się w lekko zmienionej wersji na singlu This Corrosion (z wokalem Andrew). 

Ten album był bardzo długo niedostępny w normalnej cenie, gdyż jego ostatnia edycja ukazała się w 1993 roku i od tego czasu nie była wznawiana. Dopiero teraz mała wytwórnia Cadiz Music wznowiła go, w dodatku w wersji zremasterowanej i limitowanej. Co ciekawe, Rain from Heaven jest tutaj dłuższy o minutę! Dowiedziałem się o tej reedycji w ostatniej chwili, bo już się nakład prawie rozszedł, ale udało się. Wydanie jest bardzo skromne, pod płytą CD nie ma nic, wszystkie informacje są z tyłu digipaka. 

Ocena: 3/5 

Single: Giving Ground









piątek, 17 lutego 2023

Hawkwind - Sonic Attack (1981)

Data zakupu: 13 lutego 2023 roku

Po znakomitej płycie Levitation zespół znowu został pozbawiony perkusisty. Na szczęście udało im sie odbudować skład i podpisać nowy kontrakt płytowy (tym razem z RCA). Zaowocowało to albumem Sonic Attack. Tytuł płyty wydaje się znajomy, i to nie jest pomyłka - Sonic Attack pojawił się już na płycie Space Ritual. Tutaj został zaaranżowany na nowo, ale tekst pozostał ten sam. To chyba pierwszy z wielu przypadków kiedy stary utwór zespołu został nagrany na nowo na płycie studyjnej - później stanie się to normą (np. Silver Machine na Choose Your Masques z 1982 roku, Death Trap na Alien 4 z 1995 roku czy Spirit of the Age na Take Me to Your Leader z 2005 roku). 

Album okazał się być nie najgorszy, choć słabszy od poprzednika. Jak pominiemy słaby utwór tytułowy to strona A oryginalnego winyla okazuje się być całkiem niezła - dobre, rockowe Rocky Paths przechodzące w świetne Psychosonia, do tego mocno elektroniczny Virgin of the World i okraszony znakomitym riffem Angels of Death. Zwłaszcza ten ostatni jest naprawdę świetny, dlatego też został wydany na singlu. Druga strona to już trochę słabsze rzeczy - Living on the Knife Edge i Coded Languages jeszcze dają radę, zwłaszcza ten pierwszy, oparty na ciekawym motywie sekwencera. Ale już kończące album Streets of Fear i Lost Chances są raczej nudne i mało odkrywcze (Disintegration to tylko takie intro). 

Udało mi sie zakupić wersję zremasterowaną, więc dostałem też drugi dysk. Oczywiście nie brakuje na nim rzeczy słabych (jak dema i alternatywne wersje znanych utworów), ale są też rzeczy ciekawsze - jak Transdimensional Man, czyli strona B singla Angels of Death oraz wydłużona, zdecydowanie lepsza niż wersja płytowa, kompozycja Living on a Knife Edge

Wydanie ładne, z ciekawą książeczką w której jest opis powstawania płyty. Sporo zdjęć i innych przedruków. Okładka bardzo fajna - jak zespołu metalowego z lat 80-tych.

Ocena: 2/5 

Single: Angels of Death

















poniedziałek, 13 lutego 2023

Omar Rodriguez-Lopez - Telesterion (2011)

Data zakupu: 10 lutego 2023 roku

Po wydaniu w latach 2004-2010 miliona płyt solowych (a dokładnie - ponad 15-tu) Omar Rodriguez-Lopez zaskoczył fanów w 2011 roku, nie wydając żadnego nowego materiału. Jedyną aktywnością wydawniczą Omara był 2-płytowy (a w wersji winylowej 4-płytowy) składak Telesterion. Zapchany do granic możliwości (obie płyty CD to 79 minut muzyki) całkiem dobrze pokazuje ówczesne oblicze Omara i podsumowuje jego twórczość. Mamy więc wybór nagrań z każdego albumu z nielicznymi wyjątkami - brakuje utworów z płyt Despair, Mantra Hiroshima, Omar Rodriguez-Lopez & Jeremy Michael Ward oraz dwóch albumów nagranych z Johnem Frusciante. Z oczywistych względów pominięto też 2 albumy koncertowe oraz single. 

Utwory są dość dobrze wybrane i ułożone według niezłego klucza. Słucha się tego dobrze, nie brakuje tu właściwie żadnych znaczących utworów. Ich styl jest dość zróżnicowany, nie brakuje ani ostrego rockowego grania, ani łagodnych, akustycznych ballad, ani zakręconego psychodelicznego rocka. Wiele nagrań jest instrumentalnych, ale zdarzają się też przypadki, kiedy śpiewa Omar, czasami Cedric Bixler-Zavala, kolega Omara z the Mars Volta, a jeszcze częściej słychać wokal Ximeny Sarinany, ówczesnej dziewczyny Omara (mają razem ładne zdjęcie w środku). Polecam ten składak każdemu fanowi Omara i The Mars Volta - przynajmniej mamy tu za co pokochaliśmy ten zespół, a nie to elektroniczno-popowe pitolenie, które Omar zaczął uskuteczniać na późniejszych dokonaniach - 90% tego co wypuścił później nie nadaje się do słuchania.

Dużą niespodzianką tego składaka okazał się jedyny niepublikowany wcześniej utwór - Casate Colmillo sygnowany nazwą The Somnambulists. Miał też wyjść cały album tej formacji, ale niestety, nie ukazał się. A to wielka szkoda, ponieważ skład był znakomity: Omar na gitarze i wokalach, Juan Alderete na basie oraz, co było największą sensacją, Jon Theodore na perkusji. Wielka szkoda, bo utwór jest naprawdę niezły i jeszcze kilka nagrań w tym stylu dałoby fanom zapewne sporo satysfakcji. Omar potem wydał to nagranie pod inną nazwą i z kompletnie innym podkładem - to już nie było to.

Wydanie w podwójnym jewelboksie - niestety, oryginalny doszczętnie się połamał w trakcie transportu, dlatego tutaj mamy pudełko zastępcze. Książeczka całkiem niezła, fajnie, że są szczegółowe opisy każdego utworu. Poza tym są też niezłe zdjęcia, jedynie cały design trochę mnie odrzuca. Ale nie jest źle.

Ocena: 3/5 

















środa, 1 lutego 2023

Prince - Planet Earth (2007)

Data pierwszego zakupu: 2 sierpnia 2011 roku
Data ponownego zakupu: 16 stycznia 2023 roku 

W 2007 roku Prince zaskoczył wszystkich wydając nowy album jako dodatek do czasopisma (w UK). To był krok odważny i niespotykany do tej pory. 10 nowych nagrań, pełnoprawny album (45 minut), całkowicie nowy. Wszyscy byli w szoku, a artysta zadowolony, że ułatwił dostęp do swojej muzyki. Oczywiście płyta ukazała się też w wersji sklepowej, w innych krajach.

Muzycznie to oczywiście nic odkrywczego - kontynuacja drogi przybranej na Musicology i 3121. Wyjątkiem jest utwór tytułowy - jedno z lepszych nagrań Prince'a z tamtych lat. Podniosły, monumentalny, ze świetnym refrenem, jazzującą wstawką i genialną solówką gitarową na końcu. Uwielbiam go. Niezły jest też singiel promujący album - Guitar - bardzo często puszczany wtedy w radiowej Trójce. Poza tym wyróżnia się też funkujący Chelsea Rogers z wokalnym udziałem Marvy King. Reszta to już albo średnie stany popowe (Lion of Judah, Resolution, The One U Wanna C), albo średnio udane ballady (Future Baby Mama, Somewhere Here on Earth), albo rzeczy po prostu słabe (All the Midnights in the World). Album jako całość bardzo przeciętny.

Pierwotnie miałem wydanie z gazety, które kiedyś było dostępne za grosze (najczęściej razem z innym albumem wydanym w gazecie, 20Ten, który nie miał już innego wydania). Teraz kupiłem (też za grosze) wydanie sklepowe, w digipaku. Parę ciekawostek - okładka jest zmienna, w zależności jak się popatrzy to jest na niej albo logo Prince'a albo sam Prince (obie wersje widać poniżej). Na całej płycie nie ma spisu utworów - był on dostępny jedynie na stronie 3121.com w momencie wydania. Pod płytą jest za to lista płac, a w środku zdjęcie Prince'a. Dziwny zabieg.

Ocena: 2/5

Single: Guitar, Somewhere Here on Earth