piątek, 28 marca 2014

Pink Floyd - A Momentary Lapse of Reason (1987) [wydanie US]

Data zakupu: 20 marca 2014 roku

Jak pisałem, tak zrobiłem. Wersję w wydaniu japońskim sprzedałem, a zakupiłem wydanie w normalnym pudełku. Trafiło na wersję amerykańską - ale to chyba bez większego znaczenia. Mam przynajmniej ład na półce oraz normalną książeczkę. Co ciekawe - jest w niej więcej niż w wydaniu japońskim. Przede wszystkim dodatkowe zdjęcia Masona i Gilmoura, a także duże, czytelne teksty i opisy. Zdecydowanie wolę takie wydanie.

Ocena muzyki: 5/5 | Link do Spotify

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

Wnętrze książeczki 6

Wnętrze książeczki 7

środa, 26 marca 2014

Tears for Fears - Tears Roll Down (greatest hits 82-92) (1992)

Data zakupu: 17 lutego 2014 roku

Zakup nie planowany. Po prostu zajrzałem, jak co tydzień, do mojego ulubionego stoiska z płytami firmy Takt24, znajdującego się w Galerii Kazimierz w Krakowie, a tam znajoma okładka. Cena super: 19,90 zł, więc szybko pozbyłem się różowego banknotu w zamian za nową, zafoliowaną i pachnącą płytę.

Właściwie nie znam żadnej płyty Tears for Fears. Ale większość utworów zawartych na tym składaku była mi znana wcześniej - to po prostu przebojowy zespół. To jest właśnie ten typu popu, czy pop-rocka, który lubię - bogato zaaranżowany, z ciekawymi melodiami, ze sporą ilością gitar i klawiszy... Czego chcieć więcej? Podobają mi się właściwie wszystkie utwory, a w każdym razie żaden mnie nie drażni. Beatlesowskie Sowing the Seeds of Love, elektroniczne Shout, piękna ballada Woman in Chains, mocne Change czy porywające Everybody Wants to Rule the World to już klasyki. A jedyny nowy utwór (a właściwie przeróbka starego) idealnie dopasowuje się do całości.

Wydanie jest trochę dziwne. W książeczce są tylko rysunki i kolaże zdjęciowe oraz teksty utworów. Brakuje kompletnie opisów, jedynie na samej płycie CD coś tam jest. Trochę szkoda.

Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

Wnętrze książeczki 6

Wnętrze książeczki 7

wtorek, 25 marca 2014

Propaganda - 1234 (1990)

Data zakupu: 12 lutego 2014 roku

Jedna z moich ulubionych płyt 1990 roku. Poznałem ją dzięki starszej siostrze, która zauroczona pierwszym przebojem z albumu, Heaven Give Me Words, zakupiła piracką kasetę. Na początku nie bardzo się nią interesowałem, ale kiedy posłuchałem Vicious Circle, wiedziałem, że to coś lepszego... A potem poznałem Ministry of Fear. Ale o tym poniżej.

Większość ludzi kojarzy Propagandę z pierwszej płyty, wydanej w wytwórni ZTT, słynącej ze świetnej produkcji, przebojowości i stworzenia... remiksów. Nazwy takich wykonawców jak Frankie Goes to Hollywood, Seal, 808 State czy Art of Noise mówią same za siebie. Propaganda wydała swój debiut, miała parę przebojów i zamilkła na parę lat. Odrodziła się w kompletnie innych składzie - z oryginału pozostał jedynie klawiszowiec Michael Mertens. Do nagrania drugiego albumu sygnowanego nazwą Propaganda zaprosił całe mnóstwo muzyków kojarzonych z baaaardzo znanymi nazwami jak Pink Floyd, King Crimson, Simple Minds czy Tears for Fears. Tak, tak, na tym albumie grają David Gilmour (choć tylko w jednym kawałku) oraz Mel Collins - saksofonista King Crimson na dwóch albumach (też tylko w jednym kawałku). Poza tym pojawiają się też William Orbit (znany choćby ze współpracy z Madonną, ale też z The Cure) czy Felix Kendall (ceniony producent muzyki tanecznej z lat 80-tych). Dzięki temu powstał album dość różnorodny, choć raczej jednoznacznie electropopowy, w dodatku doskonale wyprodukowany. A dwa single z płyty były nawet numerami jeden na Liście Przebojów Trójki (Heaven Give Me Words i Only One Word). 

Ale to nie popowe melodie śpiewane przez posiadaczkę ładnego głosu Betsi Miller zachwyciły mnie w dawnych czasach. Zrobiły to 3 utwory: po pierwsze Your Wildlife - taneczny kawałek, mocno przypominający dokonania Frankie Goes to Hollywood, ze sporymi zmianami nastroju i świetnymi partiami instrumentalnymi. Po drugie La Carne, La Morte e il Diavolo - instrumentalny, ambientowy utwór, w stylu Vangelisa, z piękną melodią i świetną partią trąbki. No i po trzecie - i najważniejsze - Ministry of Fear. Ponad 7 minut genialnej, elektroniczno-rockowej galopady (utwór prawie całkowicie instrumentalnty) o fenomenalnym nastroju i rozwiązaniach aranżacyjnych, okraszony saksofonem Collinsa. Po prostu idealny przykład ambitnego popu.

Ale reszta utworów nie odbiega zbytnio od tych trzech. Owszem How Much Love, Wound in My Heart i Only One Word to miłe popowe kawałki nie wyróżniające się zbytnio na tle innych, ale za to ładnie zaaranżowane, doskonale zagrane i świetnie brzmiące. Natomiast Vicious Circle to już doskonały utwór, trochę w stylu Mylene Farmer - mroczny i niepokojący.

Wydanie typowe dla tamtych lat - gruba książeczka z tekstami utworów i listą płac (choć zdarzają się pomyłki - Collins wpisany jest pod Wound in My Heart, gdy tymczasem słyszymy go w Ministry of Fear). Okładka dziwna, ale fajnie, że w środku jest wytłumaczone co to jest. Zdjęcia muzyków takie sobie.

Ocena muzyki: 4/5 | Link do Spotify

Single: Heaven Give Me Words, Only One Word

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

czwartek, 20 marca 2014

The Sisters of Mercy - Greatest Hits Volume One. A Slight Case of Overbombing (1993)

Data zakupu: 5 luty 2014 roku

Moją pierwszą płytą CD zakupioną przeze mnie w 1990 roku była Vision Thing opisywanego zespołu. Będąc młodym szczylem zachwyciła mnie swym ciężarem, riffami i ogólnie pojętą rockowością. Słuchając jej po latach nie znajduje już w tej muzyce tyle plusów co kiedyś. Ot, fajne granie, ale niespecjalnie oryginalne i trochę zbyt monotonne. Dlatego też, jeżeli chodzi o twórczość Sióstr, poprzestanę na składance, która ukazała się oryginalnie 21 lat temu. Miało to być zakończenie współpracy zespołu z wytwórnią Warner. 

Składak jest dość przyjemny, choć pewną wadą, której nie lubię w kompilacjach jest umieszczanie nagrań w kolejności chronologicznej - od najstarszego do najnowszego. Tutaj mamy sytuację podobną, choć chronologię odwrócono - zaczynamy od najnowszego, a kończymy na najstarszych singlach, z 1984 roku. Podoba mi się za to, że niektóre utwory umieszczono tu w wersjach wydłużonych, nieobecnych na regularnych płytach - jak Vision Thing czy Lucretia My Reflection. A ponieważ na singlach Siostry Miłosierdzia wydawali naprawdę najlepsze kawałki mamy więc dobry przegląd ich twórczości. Takie nagrania jak Temple of Love (1992) czy This Corrosion to już klasyki. Nie ustępuje im jedyny nowy utwór - Under the Gun, z gościnnym udziałem Terri Nunn z zespołu Berlin. Świetna, rockowa ballada.

Wydanie oczywiście w stylu Sisters... Wszystko czarne, charakterystyczna czcionka... Ciekawe, że zamieszczono w środku teksty utworów. No i ta reklama koszulek na jednej ze stron - ma sporą wartość historyczną.

Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify

Single: Under the Gun

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

środa, 19 marca 2014

Suzanne Vega - 99.9F° (1992)

Data zakupu: 5 luty 2014 roku

Trafiła mi się niezła okazja - za 21 zł (z przesyłką!!) kupiłem w serwisie Discogs 3 albumy. Każdy za ok. 50 eurocentów. Grzech byłoby nie skorzystać. Dwa albumy były dla mnie (drugi to składak The Sisters of Mercy), trzeci (Joss Stone - The Soul Sessions) powędrował do kolekcji żony. Płytę Suzanne Vegi poznałem już w roku premiery - posiadałem piracką kasetę Taktu. Nie, żebym był jakimś specjalnym fanem tej artystki, ale kiedy usłyszałem w radiu nagranie tytułowe (wydane chyba na 3. singlu promującym album) absolutnie zostałem porwany przez nietuzinkowe brzmienie. No i nie rozczarowałem się - prawie cały album to mnóstwo ciekawych rozwiązań brzmieniowych, głównie elektronicznych. Ale oprócz tego Vega czaruje swoim przyjemnym głosem wyśpiewując nierzadko dość smutne teksty. Jest też parę akustycznych ballad, charakterystycznych dla niej (Song of Sand i Blood Sings), ale oprócz tego jest miło i przyjemnie. Bardzo lubię ten album.

Jako dodatek do niskiej ceny dostałem wydanie z bonusowym kawałkiem (Private goes Public). Niby niecałe 2 minuty, a jaka satysfakcja. Ciekawa wkładka - z jednej strony ogląda się ją w poziomie, a z drugiej w pionie (teksty).

Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify

Single: In Liverpool, 99.9F, Blood Makes Noise, When Heroes Go Down

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

poniedziałek, 17 marca 2014

Banco de Gaia - Big Men Cry (1997)

Data zakupu: 22 stycznia 2014 roku

Oto mój pierwszy zakup w nowym roku - najlepszy album Banku Ziemi. Nie kupiłem go wcześniej tylko dlatego, że upierałem się, aby dorwać wersję w digipaku wydaną w Stanach przez Six Degrees. Jednakże to pragnienie z czasem zmniejszało się, aż w końcu stwierdziłem, że stare, dobre wydanie Planet Dog też jest dobre. 

Płyta kontynuuje wątki podjęte na Last Train to Lhasa, jednakże brzmienie stało się bardziej nowoczesne, ciekawsze i urozmaicone. Pojawiają się i elementy taneczne (mocny Drippy) i trochę world musicowego chilloutu (Drunk as a Monk), ale nie brakuje także pięknych melodii. Przede wszystkim w Celestine, gdzie cudowny, pink floydowy klimat tworzy saksofon gościnnie grającego Dicka Parry (to ten sam, który zagrał w Shine on You Crazy Diamond) oraz w utworze tytułowym, gdzie syntezator brzmiący niczym skrzypce wygrywa tęskną melodię. A na koniec dostajemy trzy absolutnie ambientowe kawałki. Króciutki Gates does Windows (właściwie tylko odgłosy natury i... gwizdanie), patetyczny One Billion Miles Out, jedyny słabszy utwór na płycie, w którym niepotrzebnie pojawia się syntetyczny chór, ale również słychać plemienne bębny oraz oddech niczym Dartha Vadera. Na samym końcu jest sekwencerowe arcydzieło - Starstation Earth. Podobne do 887 (structure) z Last Train... ale dużo lepsze i ciekawiej rozwijające się. Niemniej doskonałe i niesamowicie wciągające - nawet nie widać, kiedy mija te 19 minut.

Skromna okładka idealnie pasuje do zawartości muzycznej, gorzej jest z tyłem okładki - te ikonki przy każdym z utworów nie bardzo przypadają mi do gustu. Jako bonus - katalog nieistniejącej już od lat wytwórni Planet Dog.

Ocena muzyki: 5/5 | Link do Spotify

Single: Drunk as a Monk

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

Katalog wytwórni Planet Dog

Druga strona