poniedziałek, 30 grudnia 2019

The Young Gods - Data Mirage Tangram (2019)

Data zakupu: 9 grudnia 2019 roku

Dla mnie to najlepsza płyta 2019 roku.

Wydana po 9 latach po poprzedniej, po odejściu kluczowej postaci, klawiszowca Ala Monoda, który występował z zespołem od 1991 roku. Nagrana w nowym/starym składzie: Monoda zastąpił Cesare Pizzi, który grał i tworzył na pierwszych dwóch albumach zespołu. Powrócił na stare śmieci, dlatego też w roku 2012 ukazała się rozszerzona wersja debiutanckiego albumu zespołu (w niektórych kręgach uważanego za wyjątkowy, niejako archetyp rocka industrialnego - dla mnie chyba jedyna płyta, której naprawdę nie trawię). W 2015 roku, w ramach rozdawania za darmo nie publikowanych wcześniej remiksów dostaliśmy też jeden miks autorstwa Cesare (pod pseudonimem Ludan Dross) - całkiem przyzwoity. W międzyczasie zespół był nadal aktywny i koncertował, ale ogrywał głównie dwa pierwsze albumy. Moje oczekiwania na nową muzykę były trochę niepewne - nie wiedziałem czego się spodziewać po tym składzie. 

Dopiero w 2018 roku doczekaliśmy się całkiem nowych dźwięków. Pod koniec roku ukazał się singiel Figure Sans Nom (tylko wersja radiowa i płytowa). Niezły, ale bez jakichś wielkich zaskoczeń. Znałem te patenty już z płyt Second Nature i Everybody Knows - podobne klimaty, choć sample i syntezatory jednak inne. Dopiero styczeń tego roku dostarczył mi większych wrażeń. Ukazał się wtedy drugi singiel, Tear Up the Red Sky. Tym razem nagrań było dużo więcej. Obok wersji płytowej i radiowej dostaliśmy też 3 remiksy poprzedniego nagrania, Figure Sans Nom. I był to dla mnie jeden z najczęściej słuchanych singli od wielu, wielu lat. Właściwie wałkowałem go codziennie. Zaczynał świetny miks Stewarta Walkera, z mocną perkusją, potem był mroczny, ambientowy miks Cristiana Vogela, a wieńczył całość mocno elektroniczny, bez beatowy miks perkusisty TYG, Bernarda Trontina. Razem tworzyło to cudowną całość, sprawiającą mi mnóstwo radości. No, a w lutym ukazał się cały album.

Tylko 7 utworów, ale za to najkrótszy trwa trochę ponad 6 minut. Zaczyna się delikatnie i nastrojowo dzięki Entre en Matière. Potem mamy mocniejsze uderzenie w postaci znanego już Tear Up the Red Sky - mocny beat z automatu połączony jest z żywą perkusją - świetny efekt. Do tego sporo atmosferycznych klawiszy. Singlowy Figure Sans Nom następuje później - okazuje się, że niesamowicie wpada w ucho i człowiek śpiewa razem z Franzem Treichlerem. Czwarty utwór, Moon Above, na płycie jest... wyzwaniem. Niesamowicie powolne tempo, bardzo, ale to bardzo pozornie chaotyczna partia perkusji, ale do tego świetny wokal i porażające solo na harmonijce ustnej!! Na początku nie lubiłem tego kawałka, ale teraz już się przyzwyczaiłem - bardzo eksperymentalne granie. Kolejny kawałek, stworzony z gościnnym udziałem Richiego Hawtina (Plastikman) i Thomasa Brinkmanna to kolejne w historii zespołu monumentalne dzieło. All My Skin Standing zaczyna się powoli od basowych dźwięków, potem wchodzi perkusja i mroczne plamy dźwiękowe, Treichler zaczyna śpiewać bardzo mantorowo, aż w końcu uderza mocarny riff gitarowy, który tnie niczym brzytwa. Po chwili wszystko się uspokaja i ponownie powraca do mantrowych fraz zwrotki. Znów gitara przecina całość, ale tym razem dostajemy jeszcze doskonałą solówkę gitarową, która powoli kończy utwór. I tak przez ponad 11 minut. Całkowity odlot.

Na koniec mamy jeszcze dwa doskonałe nagrania. You Gave Me a Name zaskakuje nowofalową partią gitary w drugiej części utworu, natomiast spokojny Everythem również ma coś w sobie z twórczości zespołów z lat 80-tych. Dziwaczna solówka na syntezatorze dopełnia tego wrażenia. Co ciekawe - można to zobaczyć na koncertach - wszystkie partie gitarowe, w tym i solówki, wykonuje Franz Treichler. Co prawda już wcześniej zdarzało mu się grać na gitarze na płytach i koncertach (np. Child in the Tree), ale nie spodziewałem się, że aż tak dobrze mu to wychodzi. Harmonijka ustna to też jego wykonanie. Bardzo fajnie to widać na koncercie z Paryża, dostępnym na Youtube, który pod koniec roku został wydany również na płycie CD Data Mirage Tangram. Live At La Maroquinerie, Paris 2019 (dostępnej wyłącznie na koncertach). 

Na albumie znajdują się jeszcze dwie inne kolaboracje. W singlowym Figure Sans Nom pojawia się Andreas Tilliander, natomiast w You Gave Me a Name - Aleksi Perälä. Ten ostatni utwór pod koniec października ukazał się jako 3. singiel z albumu i przyniósł jeszcze jeden remiks, tym razem utworu Tear Up the Red Sky w wykonaniu debiutanta Gaspara Narby. Równie fajny jak poprzednie remiksy. Muszę przyznać, że dla mnie ten rok należał właśnie do The Young Gods. Kupa świetnych nagrań, sporo remiksów i koncertówka - aż tak dobrze to dawno nie było. Trzeba przyznać, że rzadko się odzywają, ale jak już coś wydadzą, to jest to na najwyższym poziomie.

Płyta, niestety, wydana jest bardzo skromnie. Kartonik, po rozłożeniu wszystkie teksty znajdziemy w środku, żadnej książeczki czy wkładki. Okładka i zarazem tytuł płyty to dla mnie największe minusy tego wydawnictwa. Tytuł jakiś taki nijaki, kolorystyka słaba (choć na zdjęciach wyszła nawet nieźle). Mogli się bardziej postarać.

Ocena: 5/5

Single: Figure Sans Nom, Tear Up the Red Sky, You Gave Me a Name

Okładka

Tył

Bok

Rozłożony kartonik na raz...

...i na dwa + płyta CD

czwartek, 26 grudnia 2019

Underworld - Drift Series 1 Sampler Edition (2019)

Data zakupu: 6 grudnia 2019 roku

W listopadzie 2018 roku zespół Underworld rozpoczął ciekawy projekt. Co tydzień, w czwartek prezentowali jeden, całkowicie nowy utwór, okraszony teledyskiem. Utwory były niepublikowane wcześniej i razem miały stworzyć 5 EPek, pod wspólną nazwą Drift. Pierwsza EPka ukazała się po 6 tygodniach, pod koniec 2018 roku i była bardzo obiecująca. Nazwana Drift Episode 1 zawierała kilka utworów, 3 bardzo mocno technowate, z dużą ilością "kwaśnych" brzmień, rodem z syntezatora 303, jeden z utworów zaś nagrany został z gościnnym udziałem wykonawcy Ø [Phase]. EPka robiła piorunujące wrażenie, trzy pierwsze kawałki to są absolutne wymiatacze, w stylu dawnego Underworld, kiedy jeszcze grali mocno taneczne rzeczy jak Moaner, Push Upstairs czy Rowla. Ogromnym plusem jest fakt gościnnego udziału saksofonu i skrzypiec. W dodatku na EPce pojawiła się przeróbka jednego z nagrań autorstwa australiskiego tria The Necks. Absolutnie dziwaczna rzecz, całkowicie akustyczna, w dodatku trwająca ponad 10 minut. Znakomita EPka, niestety, w tej ersji dostępna wyłącznie w formie cyfrowej.

Niestety, potem już było tylko gorzej. Kolejne epizody zawierały już dużo słabsze nagrania, niektóre nawet nie wiem po co się ukazały - były to poprzeciągane ponad miarę nagrania, długie, nudne, pozbawione jakiejś myśli przewodniej (np. Threat of Rain, Dune, Pinetum, Toluca Stars). Większość brzmiała jak nagrania demo, a nie pełnoprawne dzieła. Oczywiście nie wszystkie były takie, niektóre naprawdę dawały radę (Soniamode, Custard Speed Talk, Hundred Weight Hammer, S T A R), ale w sumie nie bardzo były interesujące. Szczególnie, że kolejne EPki nie były już zmiksowane w jedną całość jak Episode 1, tylko były to po prostu pojedyncze utwory.

Jednakże zespół kontynuował swoją akcję, fani byli zadowoleni, szczególnie, że pomiędzy poszczególnymi EPkami Underworld przez 2-3 tygodnie wydawał parę archiwalnych nagrań, które bardzo ekscytowały fanbazę. Dla mnie to były kolejne nudy.

Aż w końcu nadszedł listopad 2019 roku, kiedy to projekt został zakończony i zwieńczony wydaniem wszystkich nagrań w wersji fizycznej - 7 płyt CD i 1 płyta Blu-Ray, zawierająca teledyski. Dość imponujące wydawnictwo, gdyż oprócz wcześniej wydanych EPek zawierało także mnóstwo nagrań dodatkowych (po kilka na każdą płytę CD), osobny album zawierający kolaborację z The Necks (3 nagrania, oprócz wymienionego wyżej, jeszcze dwa, każde ponad 30-minutowe - szaleństwo!!) oraz album-sampler, który to zdecydowałem się zakupić, gdyż...

Gdyż został on zmiksowany i skompilowany w taki sposób, że brzmi jakby to był nowy album Underworld! Pomija całkowicie nagrania z EPki nr 1, skupia się na pozostałych 4. Dobór nagrań jest naprawdę dobry, nie ma tu dłużyzn, wybrane zostały naprawdę najciekawsze nagrania, w dodatku kilka jest w wersjach nie dostępnych gdzie indziej (Brilliant Yes that Would Be?, S T A R (rebel tech version), This Must Be Drum Street). Mamy więc trochę spokojniejszych fragmentów przypominających okres Oblivion with Bells (Appleshine, Custard Speedtalk Schiphol Test), nie brakuje też szybszych momentów (Border Country, kolejna kolaboracja z Ø [Phase], Listen to Their No), są delikatne nawiązania brzmieniowe do modnych obecnie lat 80-tych (This Must Be Drum Street), jest w końcu trochę ambientu (Brilliant Yes That Would Be?). Absolutnie genialnym kawałkiem jest S T A R (rebel tech version), który wokalnie wymiata - jak widać Karl Hyde nie stracił nic ze swojej pomysłowości. Dużym plusem jest też obecność gości - ponownie mamy skrzypce (szczególnie w Schiphol Test brzmią bardzo Crimsonowsko) oraz flet (w Appleshine). Całość jest bardzo fajna, dzięki czemu ten album często lądował w moim odtwarzaczu samochodowym. Polecam!

Ciekawe, że z czegoś mało interesującego da się często wycisnąć niezłą kompilację.

Wydanie, niestety, w zwykłym kartoniku. Jest trochę tekstu, ale bardzo małą czcionką, więc ciężko się to czyta. Okładka wzbudziła kontrowersje wśród fanów, większości ten pies się nie podoba. Dla mnie jest ok, podoba mi się kolorystyka, rzadko ktoś stosuje żółty kolor na okładkach. Plus dla Universal Polska, że płyta jest normalnie dostępna w naszych sklepach.

Ocena muzyki: 3/5

Single: Listen to Their No

Okładka

Tył

Bok

Rozłożony kartonik

Cała zawartość kartonika

Rozłożona wkładka

Druga strona wkładki

sobota, 23 listopada 2019

Dead Can Dance - Dionysus (2018)

Data zakupu: 14 listopada 2019 roku

Tego czegoś, czego brakowało mi na Anastasis, znalazłem na Dionysus. Album nietypowy dla DCD pod wieloma względami. Po pierwsze dostajemy dwie suity, podzielone na w sumie 7 cześci. Utwory przechodzą jeden w drugi, połączone najczęściej odgłosami natury. Po drugie - Brendan ani razu nie śpiewa po angielsku - stąd brak tekstów utworów we wkładce. Po trzecie - tak krótkiego (36 minut) albumu nie wydali od czasu Aion. No i po czwarte - powiało świeżością. Nie ma tu takich pompatycznych nagrań jak na poprzednim albumie, momentami jest lekko, zwiewnie i może nawet wesoło (Dance of the Bacchantes), jest bardzo dużo odgłosów natury (ptaki, zwierzęta, cykanie świerszczy, ale też morze, skrzypienie drewna łodzi). Nagrania są ciekawe, choć raczej bardziej plemienne w stylu Lisy, niż podniosłe w stylu Brendana (tylko The Mountain zahacza o te klimaty). Najbardziej zaskakuje minimalistyczny Psychopomp - zapętlony motyw w tle, z duetem wokalnym Brendana i Lisy. Wreszcie coś innego i ciekawego. Bardzo podoba mi się ten album.

Okładka też fajna, bardzo dobra kolorystyka. Trochę przesadzili z minimalizmem - wkładka zawiera bardzo niewiele, właściwie mogłoby jej nie być. 

Ocena: 4/5

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

środa, 20 listopada 2019

Dead Can Dance - Anastasis (2012)

Data zakupu: 4 listopada 2019 roku

Kiedy zespół ogłosił powrót do regularnej działalności w 2012 roku bardzo się ucieszyłem. Szczególnie kiedy potwierdzili, że będzie nowa płyta. No i kiedy się ukazała - miałem mieszane uczucia. Z jednej strony nie zaprezentowali w sumie nic nowego. Słychać tutaj echa Into the Labyrinth i Spiritchasera. Jest to niejako kontynuacja obranej wtedy ścieżki. Nie brakuje monumentalnych nagrań (Children of the Sun, Amnesia, All in Good Time), są klimaty plemienne (Kiko, Agape), połowę nagrań śpiewa Brendan... Czyli to co lubiliśmy już wcześniej.

Ale z drugiej strony, chciałoby się jednak czegoś nowego, nieoczekiwanego, czegoś czym mogliby nas zaskoczyć... Nie na tej płycie. Jest tak jak być powinno w świecie DCD - poprawnie, brzmienie jest doskonałe, melodie podniosłe... Dobra płyta, ale nic więcej.

Za to okładka to chyba jedna z najsłabszych w ich karierze - niezbyt ładna. Wydanie w eleganckim digipaku z krótką książeczką. Kolorystyka mogłaby być jednak bardziej kolorowa, a nie taka czarno-biała.

Ocena: 3/5

Single: Amnesia, Opium

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

niedziela, 17 listopada 2019

The Mars Volta - Televators (2004)

Data zakupu: 23 października 2019 roku

Rzadki i limitowany singiel wydany w Australii. Drugi singiel promujący debiutancki album De-Loused in the Comatorium. Wydana w Europie wersja CD zawierała tylko wersję radiową utworu tytułowego oraz koncertową wersję Take the Veil Cerpin Taxt. W wersji australijskiej mamy więcej dobrego. W 2003 roku w USA ukazała się limitowana EPka Live EP, zawierająca 4 nagrania koncertowe, w sumie ponad 40 minut muzyki. Wszystkie te nagrania zostały umieszczone w wersji australijskiej singla. A jak wiadomo, nagrania koncertowe zespołu to sporo improwizowania, rozciągania utworów itp. W sumie bardzo ciekawe nagrania, które w większości mocno zyskują na w tych wykonaniach. Szczególnie Roulette Dares (the haunt of) podoba mi się zdecydowanie bardziej w tej wersji, niż albumowej. 

Wydanie w zwykłym pudełku singlowym. Ładny design, całkiem inny niż wydanie europejskie.

Ocena: 3/5

Okładka

Środek

niedziela, 10 listopada 2019

Peter Gabriel - Peter Gabriel (1980)

Data zakupu: 3 października 2019 roku

Alternatywne tytuły: III, 3 oraz Melt.

Jeden z pierwszych albumów Gabriela jaki poznałem. Zaskoczył mnie brzmieniem, pomysłami i tym, że nie bardzo się zestarzał. Oczywiście momentami słychać, że to końcówka lat 70-tych i początek 80-tych, ale niektóre patenty nic się nie zestarzały. Album zawdzięcza to świetnym pomysłom aranżacyjnym. Rezygnacja z talerzy dała doskonały efekt - początek albumu, czyli Intruder, to mistrzostwo świata, takie rzeczy niektórzy grali dopiero dekadę później. Games without Frontiers z automatem perkusyjnym też robi wrażenie, nie tylko przebojową melodią. Dużym plusem płyty jest pewien minimalizm dźwiękowy - brak przepychu aranżacyjnego jest atutem (Intruder, No Self Control, Lead a Normal Life, Biko). A zarazem Gabriel nie rezygnuje też z rockowych brzmień - I Don't Remember, Not One of Us, And Through the Wire... No i jest to album pełen znakomitych gości: Robert Fripp, Tony Levin, Jerry Marotta, Phil Collins, Larry Fast, Paul Weller, Kate Bush, Dick Morrissey... Znakomity album, moim zdaniem najlepszy w dorobku Gabriela.

I jeszcze jedno: jest to rzadka rzecz w moim przypadku, ale doskonale wiem o czym są wszystkie teksty utworów. Teksty rzadko mnie interesują, ale tutaj jest inaczej. To też bardzo dobra i ciekawa część tego albumu. Gabriel lubi poruszać typowo ludzkie tematy, często zagląda do niezbyt zdrowych głów ludzi (jak w Lead a Normal Life czy Family Snapshot), a nie tylko o sprawach politycznych (jak w Games without Frontiers czy Biko).

Udało mi się zakupić remaster z 2002 roku. Bardzo ładnie wydany, ze wszystkimi tekstami utworów i sporą ilością zdjęć. Okładka za to nigdy mi się nie podobała, choć i tak jest lepsza niż w przypadku debiutu czy albumu z 1982 roku (czyli IV a/k/a Security).

Ocena muzyki: 4/5

Single: Games without Frontiers, No Self Control, I Don't Remember, Biko

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

piątek, 1 listopada 2019

Underworld - Bruce Lee (1999)

Data zakupu: 3 października 2019 roku

Ostatni, czwarty singiel promujący album Beaucoup Fish. Dość nietypowe nagranie, jak na Underworld, bo mocno breakbeatowe, z zapętloną gitarą. Jeden z tych utworów, które uwielbiam. Zgodnie z ówczesną polityką zespołu mamy tutaj remiksy zewnętrznych producentów. I to ekstremalnie różnych. Utwór tytułowy zremiksowali The Micronauts - francuski zespół, na punkcie którego miałem lekkiego bzika na przełomie wieków. Mocny beat, sporo zakręconych dźwięków, kłujących w ucho, pitche podkręcone na maksa, dźwięki dość proste i momentami prostackie - genialny miks, ale nie dla wszystkich. Polecam ich wersję Block Rockin' Beats The Chemical Brothers - jeszcze lepsza. Dla odmiany remiks Cups w wykonaniu Salt City Orchestra jest delikatny, marzycielski i niebiański. Również uwielbiam. Na końcu mamy ciekawą zabawkę w postaci własnego miksu Underworld - zapętlony rytm, sporo dźwięków ruchliwego miasta i zabawy z wokalem. Również ciekawy miks.

Wydanie spoko, choć szkoda, że kolorystyka jest czarno biała.

Ocena: 3/5

Przód

Tył

niedziela, 27 października 2019

Mike Oldfield vs The Orb - Sentinel (total overhaul) (1992)

Data zakupu: 26 września 2019 roku

W 1992 roku Mike Oldfield wydał kontynuację, albo raczej reboot, swojej najsłynniejszej płyty, Tubular Bells. Promując ten album musiał oczywiście wydać też jakiś singiel. Pierwszym singlem był utwór Sentinel, zawierający oczywiście słynną sekwencję melodyczną, unowocześnioną i zagraną na nowo. Singiel, zgodnie z ówczesną modą, był dwuczęściowy. Na pierwszej części zamieszczono dwie wersje radiowe utworu (płytowa i w remiksie Orba) oraz utwór Early Stages. Natomiast opisywana tutaj jest częścią drugą. Zawiera dwa, bardzo długie (ponad 14 i 12 minut) remiksy autorstwa The Orb, oraz powtarza wersję radiową remiksu Orba.

Oba remiksy to absolutnie jedne z lepszych dokonań zespołu. Pierwszy miks to mocny beat, mnóstwo pogłosu, bardzo urozmaicona partia hi-hatów (brak powtórzeń), mnóstwo odgłosów w tle oraz główny motyw, który został utopiony w tle i jest mało wyrazisty. Czyli typowy The Orb, którego uwielbiam. Właściwie można powiedzieć, że jest to nagrania The Orb z lekką nutą Mike'a Oldfielda. Drugi miks jest ambientową wariacją pierwszego miksu - brak beatu, brak partii basu, samo tło i trochę lepiej słyszalny motyw przewodni. Co ciekawe, wersja radiowa miksu Orba nie opiera się na pierwszym miksie, lecz na drugim, ambientowym. Uwielbiam ten singiel.

Wydanie w zwykłym pudełku. Dałem za nie bardzo niską cenę, co było lekko dziwne, bo ten singiel chodzi raczej drogo. Niestety, dopiero, jak go otrzymałem, okazało się dlaczego cena była niska. Otóż wkładka singla jest sklejona ze sobą, w dodatku okładką do środka. Czyli to co widać na zdjęciach jest środkiem wkładki, natomiast właściwej okładki nie widać, bo jest w środku. Będę musiał spróbować to rozkleić ale pewnie marne szanse. Na szczęście z resztą singla jest już wszystko w porządku.

Ocena muzyki: 4/5

Okładka

Tył

Bok

Środek

piątek, 25 października 2019

Jane's Addiction - Kettle Whistle (1997)

Data zakupu: 11 września 2019 roku

Jest to całkiem przyzwoity składak różności. Dominują wersje demo i alternatywne, głównie nagrań z Nothing's Shocking. Oprócz tego jest też kilka wersji koncertowych, głównie nagrań z Ritual de lo Habitual. Najmniej ciekawie wypadają wersje demo, gdyż w większości przypadków są bardzo podobne do tego, co ostatecznie znalazło się na albumach. Wyjątkiem jest Been Caught Stealing, który nie dość, że zaśpiewany jest całkiem inaczej, to i konstrukcję utworu ma inną. Bardzo ciekawa wersja. Z koncertówek w sumie ciężko coś wyróżnić - brzmią bardzo podobnie jak wersje płytowe. Jedynie w Stop! fajnie słychać jak publika śpiewa wraz Farrellem.

Jest też parę perełek. Po pierwsze utwór tytułowy - stworzony co prawda jeszcze przed debiutem, ale w studiu nagrany dopiero w 1997 roku, z gościnnym udziałem Flea na basie. Bardzo fajny, nastrojowy, z mocnym refrenem. Gorzej wypada drugi całkowicie nowy utwór - So What! Niepotrzebny elektroniczny beat, słaba melodia, toporne granie... Nie podoba mi się.

Oprócz tego mamy też parę starszych nagrań, nigdy wcześniej nie publikowanych. Po pierwsze My Cat's Name is Maceo z gościnnym udziałem saksofonisty Maceo Parkera, świetnie funkujący, doskonale zaśpiewany, aż szkoda, że nie znalazł się na jakimś albumie. Drugim takim nagraniem jest koncertowe Slow Divers - przepiękna, bardzo nastrojowa i atmosferyczna ballada, nagrana w 1986 roku. City to krótkie, właściwie niedokończone demo piosenki z 1988 roku - właściwie tylko ciekawostka. I właściwie tyle.

Okładka stylizowana na plakaty koncertowe i reklamy prasowe. W środku trochę zdjęć, esej autorstwa Henry'ego Rollinsa i teksty niektórych piosenek. Słabe.

Ocena: 3/5

Single: So What!

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

Wnętrze książeczki 6

Wnętrze książeczki 7

Wnętrze książeczki 8

Wnętrze książeczki 9

Wnętrze książeczki 10

Wnętrze książeczki 11