czwartek, 31 marca 2022

King Crimson - Earthbound (1972)

Data zakupu: 10 marca 2022 roku

Album, na którym nigdy mi nie zależało. Wybór nagrań koncertowych z trasy po USA z 1972 roku. Jakość nagrań jest zła, wszyscy do dziś się dziwią, czemu Fripp wypuścił takiego potworka. Szczególnie doskwiera to podczas długiej solówki perkusyjnej w Groon, kiedy dźwięk faluje, zniekształca się i prawie zanika. Co prawda takich efektów nie powstydziliby się współcześni awangardowcy ambientowi w stylu Merzbowa, ale przecież nie tego oczekiwaliśmy po zespole rockowym. Na szczęście remaster trochę poprawił dźwięk - nie ma szału ale przynajmniej da się coś usłyszeć. Trochę lepiej jest z warstwą artystyczną. Mocarny Schizofrenik, znakomita improwizacja pod nazwą Peoria (mój ulubiony fragment płyty), niezła wersja Sailor's Tale. Właściwie tylko ponad 15-minutowy Groon nuży, głównie właśnie za sprawą niezbyt interesującej solówki perkusyjnej. Jako całość album nie bardzo się sprawdza.

Wydany za to fajnie, jak wszystkie płyty z serii 30th Anniversary Edition. W książeczce masa zdjęć, wycinków gazet i artykułów. Ładna jest też okładka, choć prosta. Gorzej, że wszystkie detale są z tyłu płyty, co utrudnia ich odcyfrowywanie - na pewno na winylu lepiej się to czytało.

Ocena: 1/5 












środa, 23 marca 2022

The Chemical Brothers - Leave Home (1995)

Data pierwszego zakupu: 7 lipca 1999 roku
Data ponownego zakupu: 7 marca 2022 roku

Pierwszy singiel promujący album Exit Planet Dust i zarazem pierwszy singiel CD Chemicali. Oprócz utworu tytułowego (w wersji płytowej) zawiera dwa remiksy Underworld (absolutnie genialne!!), bardzo charakterystyczne dla tego zespołu. Jest szybko, mocno i bardzo elektronicznie. Co ciekawe - remiksy prawie nie zawierają nic z oryginalnego utworu - ot parę dźwięków i tyle. Dla mnie to kolejne dwa utwory Underworld dla niepoznaki nazwane remiksami. Pierwszy z miksów Underworld w skróconej wersji znalazł się na składance Wipeout 2097. Ostatni miks, autorstwa Sabres of Paradise, jest już słabszy - wolny, z irytującymi dźwiękami przypominającymi chrapanie (!!), z minimalistycznym aranżem. Taki sobie.

Wydanie w pudełku singlowym (wcześniej miałem wydanie amerykańskie w zwykłym pudełku). Okładka charakterystyczna dla tamtych wydań płyt Chemicali. 

Ocena: 3/5 




środa, 16 marca 2022

Massive Attack v Mad Professor - No Protection (1995)

Data zakupu: 3 marca 2022 roku

Nie jestem jakimś szczególnym fanem Massive Attack. Owszem, doceniam ich twórczość, parę utworów mają naprawdę dobrych (jako gówniarz szalałem za Unfinished Sympathy, miałem nawet na pirackiej kasecie singiel z tym nagraniem). Ale całe albumy mnie nie pociągają. Niezła jest natomiast ta płyta - jest to album Protection zawierający remiksy prawie wszystkich utworów z płyty dokonanych przez Mad Professora - klasyka dubu z Jamajki. Gość odwalił naprawdę kawał świetnej roboty. Remiksy są bardzo klimatyczne, prawie całkowicie pozbawione wokali (od czasu do czasu są jakieś strzępki), mocno dubowe, pogłosów jest cała masa, efekty gonią jeden za drugim. Fajnie się tego słucha, taki elektroniczny dub jest mi bliski.

Wydanie za to okropne. Za wyjątkiem fajnej okładki (dość charakterystycznej dla Mad Professora) całość powala różem - niebieskie litery na różowym tle. Okropność. W dodatku we wkładce nie ma nic, a szczegółowe opisy są na płycie CD!

Ocena: 2/5 








środa, 9 marca 2022

The Young Gods - Data Mirage Tangram. Live At La Maroquinerie, Paris 2019 (2019)

Data zakupu: 3 marca 2022 roku

Z reguły nie lubię, kiedy zespół wydaje album koncertowy zawierający dokładne odegranie jakiegoś albumu. Od koncertu oczekuję jednak większej dywersyfikacji - nagrań z różnych okresów działalności albo z kilku różnych albumów. Ale oczywiście są wyjątki od tej reguły jak np. Live at Glastonbury Banco de Gaia czy Elektrik King Crimson. Nie inaczej jest z tym albumem The Young Gods. Zawiera wyłącznie nagrania z ich ostatniego (znakomitego!) albumu Data Mirage Tangram. Na szczęście nie jest to dokładnie odzwierciedlenie utworów z płyt (jak znamy to z działalności Rush). Nie dość, że kolejność nagrań jest trochę inna, to czuć, że to nagrania koncertowe, szczególnie w partiach gitary. Większość utworów jest dłuższa (szczególnie You Gave Me a Name poszerzone o 2-minutowe outro), klimat koncertowy jest zachowany. Muzycy grają naprawdę dobrze, brakuje jakichś większych wpadek. Nawet taki dziwaczny i połamany utwór jak Moon Above brzmi nieźle.

W sumie mógłbym się obejść bez tej płyty. Jednakże tęsknię za czasami kiedy kupowałem nowości - stąd czasami lubię zakupić coś mnie oczywistego, ale nowszego - nawet jeżeli jest to wydawnictwo takie jak to.

Album wydany został wyłącznie na CD i początkowo był sprzedawany wyłącznie na koncertach. Ze względu jednak na sytuację pandemiczną od 2020 roku jest dostępny także w normalnej sprzedaży. Rozczarowuje trochę szata graficzna - identyczna jak studyjny album, jedynie dodano czarny pasek na środku. Wewnątrz mamy parę niezłych zdjęć i opis.

Ocena: 3/5

Zafoliowana płyta. Nazwa zespołu jest naklejona na folii.

Płyta bez folii