piątek, 29 grudnia 2017

Yello - Live in Berlin (2017)

Data otrzymania: 24 grudnia 2017 roku

Po 37 latach od powstania duet Yello postanowił zagrać regularne koncerty. Dieter Meier i Boris Blank wynajęli halę Kraftwerk w Berlinie, zatrudnili mnóstwo muzyków (m.in. sekcję dętą i chórki), zaprosili gości i tak przygotowani zaserwowali wspaniały spektakl. Na koncert złożyły się przede wszystkim nagrania z ich ostatniego, doskonałego albumu Toy, ale nie zabrakło też hitów jak Oh Yeah, The Race czy Bostich. Wszystko brzmi wspaniale, jakość dźwięku, jak to w przypadku Yello, jest znakomita, atmosfera koncertu gorąca, oprawa wizualna świetna (płyta ukazała się także na DVD i Blu-Ray). Tyle tytułem wstępu.

Ciekawie wypada lista utworów. Tak naprawdę oprócz w/w hitów to starsze płyty reprezentowane są przez rzeczy nawet czasami nie singlowe. Największym zaskoczeniem jest Si Senor the Hairy Grill z płyty One Second. Świetny, rockowy, może nawet trochę punkrockowy kawałek ze świetną solówką gitarową (Jeremy Baer okazuje się być niezłym gitarzystą) oraz wplecionym fragmentem z utworu Move Dance Be Born (album Zebra). Również obecność otwieracza, czyli kawałka Do It (także Zebra) zaskakuje, nie spodziewałem się tego. Co prawda nie wszystkie albumy są reprezentowane - brak czegokolwiek z Touch Yello, Baby, Pocket Universe, The Eye czy You Gotta Say Yes to Another Excess, ale to nie przeszkadza. Starsze kawałki są mocniej lub mniej przearanżowane i świetnie pasują do reszty koncertu. Mamy też dwoje gości. Malia wypada świetnie, widać, że to zawodowiec. Gorzej z Fifi Rong. O ile w Kiss the Cloud jej śpiew jest w porządku, to już w Lost in Motion najwyraźniej dynamiczniejsze partie dają jej się we znaki (refren!). To najsłabszy fragment koncertu.

Są też inne mankamenty - ale raczej tylko dla mnie. Dieter Meier zdecydowanie za dużo gada między utworami, no i słychać, że ma już swoje lata - szczególnie w Bostich nie jest już w stanie krzyczeć tak jak w oryginale. Ale poza tym daje radę.

W każdym razie przyjemny album, fajnie, że duet zdecydował się w końcu na granie koncertów. W tym roku ruszyli w małą trasę na jesieni (głównie po krajach niemieckojęzycznych). Lista utworów uległa jedynie małym modyfikacjom (dodali Vicious Games przed The Race).

Wydanie przypomina oczywiście to z Toy, w końcu to koncert promujący album. Fajnie, że album wydany jest w zwykłym pudełku, a nie na przykład w digipaku. Szkoda tylko, że DVD trzeba kupować osobno - tak to byłby komplet.

Ocena muzyki: 4/5

Okładka

Tył

Bok

CD 1

CD 2

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

Wnętrze książeczki 6

Wnętrze książeczki 7

poniedziałek, 31 lipca 2017

Rush - A Farewell to Kings (1977)

Data zakupu: 6 lipca 2017 roku

Po sukcesie albumu 2112 zespół Rush postanowił kontynuować styl prog-rockowy. Dzięki temu na A Farewell to Kings mamy aż dwie suity - Xanadu i Cygnus X-1 Book I. Obie niezłe, choć różne. Xanadu ma sporo fajnych klawiszy i chwytliwe melodie. Cygnus... świetnie się zaczyna, bardzo kosmicznie, a potem robi się hardrockowo. Oprócz tego mamy też krótsze kawałki - tytułowy zaczyna się fajną gitarą akustyczną, Cinderella Man to typowy kawałek Rush, Madrigal to rzadko spotykana w repertuarze Rush ballada. Na osobną wzmiankę zasługuje pierwszy prawdziwy przebój Rush, czyli Closer to the Heart. Album 2112 był sukcesem albumowym, a Closer... to już sukces singlowy.

Okładka taka sobie, wydanie takie same jak inne remastery Rush - teksty, krótki opis, trochę zdjęć. Standard.

Ocena: 3/5

Single: Closer to the Heart

Okładka

Tył

Bok

Wnętrze

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

czwartek, 6 lipca 2017

Living Colour - Stain (1993)

Data pierwszego zakupu: 12 sierpnia 1999 roku
Data ponownego zakupu: 19 czerwca 2017 roku

Pierwszy raz z Living Colour zetknąłem się dzięki teledyskowi do utworu Type. Zaintrygowała mnie ta piosenka i po paru latach udało mi się dorwać album Time's Up, zawierający Type, a później także słynny debiut, Vivid. Oba albumy podeszły mi dość połowicznie - było tam sporo fajnych kawałków, ale też dużo mało ciekawych wypełniaczy. Jednakże grali nieźle, będąc jedną z pierwszych grup czarnoskórych muzyków potrafiących grać mocniejszą odmianę rocka, nie mieszając w to soulu, za to dorzucając trochę funku.

Album Stain to już inna bajka. Czasy się zmieniły, zmienił się też basista w zespole, zaczęli grać ciężej i mocniej, prawie metalowo. Riffy są mocarne (Go Away), pojawia się też odrobinę elektroniki (Bi, Wall), punku (This Little Pig), a nawet hip hopu (WTFF). Wyszło im to świetnie. Płyta jest mocna, dobrze wyprodukowana, pełna krótkich, ale urozmaiconych kawałków. W dodatku wydanie europejskie ma dwa dodatkowe utwory, przy czym nie wyobrażam sobie kompletnie albumu z innym zakończeniem niż TV News - wywalenie tego kawałka z podstawowego programu płyty uważam za idiotyzm. W każdym razie w moim wydaniu ten utwór jest.

Płyta wydana tak sobie. Czerwone pudełko jest celowe - tak było w większości wydań. W środku mało interesujących rzeczy, zdjęcie zespołu, okładkowej modelki, teksty, informacje. 

Ocena: 3/5

Single: Leave It Alone, Auslander, Nothingness, Bi

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

poniedziałek, 3 lipca 2017

Lizard - Single Omen (Lizard 25)

Data zakupu: 1 lipca 2017 roku

Najnowsza płyta dodana do pisma Lizard to singiel zespołu Lizard, zapowiadający album Half-Live, mający ukazać się na jesieni. Oprócz całkiem niezłego, mrocznego utworu tytułowego (w wersji skróconej) brzmiącego niczym połączenie trip-hopu z prog-rockiem, mamy też ponad 16 minutową suitę Malezyjska Kura, zagraną na koncercie 2 lata temu. Bardzo fajne, mocno King Crimsonowe granie - te charakterystyczne riffy na początku przywodzą na myśl utwory typu Level Five czy VROOOM. W środku czaruje nas gościnnie skrzypek grający niezłą solówkę. W sumie więcej tu karmazynu niż innych odmian prog-rocka. Co za tym idzie - całkiem udane nagranie.

Wydanie jest za to przepiękne - okładka stylizowana trochę na Roger Deana, świetna kolorystyka, design i wydruk. Bardzo ładna.

Ocena: 3/5

Singiel jeszcze w folii

Tył zafoliowany

Rozłożony kartonik

Wnętrze kartonika

Płyta CD

W kartoniku bonus - ulotka reklamowa

I druga strona ulotki

czwartek, 11 maja 2017

Fishbone - Give a Monkey a Brain and He'll Swear He's the Center of the Universe (1993)

Data zakupu: 8 maja 2017 roku

Trochę dziwna sprawa z tą płytą. Słuchałem jej namiętnie ponad 20 lat temu, a kompletnie nie mogę sobie przypomnieć okoliczności jej poznania. Nie wiem, skąd wziąłem te nagrania, ani dlaczego w ogóle po nią sięgnąłem. Co do tego drugiego, to podejrzewam recenzję w Tylko Rocku, natomiast to pierwsze, to najbardziej prawdopodobne wydaje się, że pożyczyłem ją w wypożyczalni płyt CD, chociaż kompletnie nie przypominam sobie, abym miał płytę kompaktową w ręku. Cóż, starość nie radość, pamięć szwankuje.

W każdym razie poznałem wtedy świetny album, niesamowicie eklektyczny, energetyczny i po prostu ciekawy. Zespół Fishbone powstał w latach 80-tych, składał się wyłącznie z czarnych muzyków i razem z Living Colour i Bad Brains tworzył skuteczny front czarnoskórych grających rocka. Co prawda Fishbone zaczynał trochę z dala od rocka - grali głównie soul, funk i ska, ale już w 1991 roku płytą The Reality of My Surroundings pokazali pazura, dorzucając do swoich ulubionych gatunków także ostrzejsze granie. Na Give a Monkey... to już kompletnie dorzucili do pieca, zarazem wpisując się w obowiązujące mody. Początek to niesamowicie ciężki i wolny metal - Swim nakręca atmosferę niesamowicie. W dodatku okraszone jest to wielogłosowym śpiewanio-rapowaniem, co daje doskonały efekt. Zaraz potem przyspieszają tempa, nie zmniejszając ciężaru - Servitude poraża świetnymi gitarami i pędzącymi bębnami. Po niezłej, rockowej balladzie Black Flowers mamy pierwszą woltę - Unyielding Conditioning to rasowe ska ze świetnymi dęciakami i genialną solówką saksofonową pod koniec. Potem mamy funk (Properties of Propaganda), metal-punk (The Warmth of Your Breath), soul (Lemon Meringue), regałową balladę (They All Have Abanonded Their Hopes), jeszcze jeden metalowy kawałek (End the Reign) i kompletne awangardowe szaleństwo (Drunk Skitzo). Płytę wieńczy wspaniały popowo-soulowy kawałek No Fear. A na samym końcu mamy funkowy Nutt Megalomaniac - jedyny utwór, który średnio mi wchodzi, w dodatku nie pasuje mi kompletnie do całości. Ale na szczęście jest na końcu.

Fajna płyta, szkoda tylko, że później porzucili metal - pewnie dlatego, że zespół porzucił też jeden z gitarzystów, główny twórca metalowych riffów. Dobrze, że zostawili po sobie chociaż takie fajne coś.

Okładka taka sobie, choć dobrze korespondująca z tytułem. W środku nic ciekawego, ot, teksty utworów, trochę rysunków i zdjęć. 

Ocena: 3/5

Single: Swim, Servitude, Unyielding Conditioning

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Various - Audio Cave (Lizard 24)

Data zakupu: 22 marca 2017 roku

Płyta dodana do wiosennego Lizarda to tym razem przegląd nagrań ich własnego wydawcy. I bardzo dobrze, znudziły mnie już słabe płyty pojedynczy wykonawców, w czasopiśmie zdecydowanie wolę składanki. Mamy więc sporo jazzu, odrobinę elektroniki i trochę rocka pod koniec płyty. Momentami jest to całkiem dobre granie (Silberman and Three of a Perfect Pair, Niechęć, Tadeusz Sudnik i Adam Pierończyk), czasem gorsze (Beneficjenci Splendoru), ale w każdym razie interesujące. Oczywiście jazz to nadal nie moja domena, więc ciężko mi to oceniać, bo się na tym kompletnie nie znam. Inne kawałki, te z "moich" gatunków, już znałem wcześniej (Lizard), albo wypadają tak sobie (Drogi). W sumie nie wypada źle ta składanka.

Wydanie ascetyczne, zawiera wszystko to co trzeba.

Ocena: 2/5 (część nie-jazzowa)/brak oceny (część jazzowa)

Przód

Tył

Płyta CD

sobota, 25 marca 2017

Various - Textures (1996)

Data zakupu: 9 marca 2017 roku

Składak Textures to niejako podsumowanie bardzo nowatorskiej i ciekawej serii pod nazwą Trance Europe Express. Były to składanki zawierające wyłącznie unikatowe i najczęściej nagrane specjalnie na tą okazję utwory różnych wykonawców z kręgu muzyki elektronicznej. Zgodnie z nazwą - wyłącznie z Europy (później powstały też składaki zawierające twórców amerykańskich i australijskich). Pojawili się tam prawie wszyscy znaczący artyści, jak i wielu mniej znanych, choć czasem równie ciekawych.

Po trzech latach od publikacji pierwszej składanki poproszono dwóch znanych i popularnych DJ-ów aby zmiksowali najciekawsze ich zdaniem nagrania. Pierwszy dysk należy do Darrena Emersona (wtedy muzyk zespołu Underworld), a drugi do Aleksa Patersona (czyli szefa The Orb). Jako, że oba zespołu należą do moich ulubionych, nie mogłem w żaden sposób pominąć tych miksów. 

Emerson, zgodnie z filozofią macierzystego zespołu, postawił na transowość, taneczność i mocniejsze uderzenie. Co prawda zaczyna się dość łagodnie, ale dość szybko wchodzi mocny beat i kawałki mieszają się jeden z drugim niczym na jakimś techno party. Niestety, całość mocno zalatuje nudą - przede wszystkim dobór kawałków jest słaby - dominuje zwykłe techno, trance i hard house - rzecz na dłuższą metę nudna.

Co innego Paterson - to głównie dla tego dysku kupiłem ten składak. Aleks miksuje kawałki w inny sposób - nie stawia na rytm, lecz na klimat. Dzięki temu pomieszanie nagrań Aphex Twina i Biosphere tworzy niesamowitą mieszankę, która klimatycznością powala na kolana. Dalej jest tylko lepiej - utwory przechodzą jeden w drugi, częstokroć nie da się nawet powiedzieć czy już jeden z nich się skończył, czy zaczął już kolejny. Na tym dysku dominuje ambient, ale nie brak też bardziej tradycyjnej elektroniki, techno a nawet drum'n'bassu. Całość jest znakomita i tylko jeden szkopuł lekko psuje odbiór. Otóż cały miks został nagrany w... mono. Tak, dźwięku stereo tu nie uświadczymy, co odbija się na jakości całego zestawu. Jednak i tak uwielbiam ten miks.

Wydanie dość ciekawe - podwójny digipak spakowany w tekturowe pudełko. W środku książeczka ze zdjęciami muzyków pojawiających się na płycie i paroma słowami podsumowującymi cztery pierwsze płyty z serii Trance Europe Express. Kolorystyka dość słaba, zdjęcia jeszcze słabsze... Ale i tak fajnie to wygląda.

Ocena płyty nr 1: 2/5
Ocena płyty nr 2: 5/5

Przód

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

Wnętrze książeczki 6

Wnętrze książeczki 7