sobota, 23 listopada 2019

Dead Can Dance - Dionysus (2018)

Data zakupu: 14 listopada 2019 roku

Tego czegoś, czego brakowało mi na Anastasis, znalazłem na Dionysus. Album nietypowy dla DCD pod wieloma względami. Po pierwsze dostajemy dwie suity, podzielone na w sumie 7 cześci. Utwory przechodzą jeden w drugi, połączone najczęściej odgłosami natury. Po drugie - Brendan ani razu nie śpiewa po angielsku - stąd brak tekstów utworów we wkładce. Po trzecie - tak krótkiego (36 minut) albumu nie wydali od czasu Aion. No i po czwarte - powiało świeżością. Nie ma tu takich pompatycznych nagrań jak na poprzednim albumie, momentami jest lekko, zwiewnie i może nawet wesoło (Dance of the Bacchantes), jest bardzo dużo odgłosów natury (ptaki, zwierzęta, cykanie świerszczy, ale też morze, skrzypienie drewna łodzi). Nagrania są ciekawe, choć raczej bardziej plemienne w stylu Lisy, niż podniosłe w stylu Brendana (tylko The Mountain zahacza o te klimaty). Najbardziej zaskakuje minimalistyczny Psychopomp - zapętlony motyw w tle, z duetem wokalnym Brendana i Lisy. Wreszcie coś innego i ciekawego. Bardzo podoba mi się ten album.

Okładka też fajna, bardzo dobra kolorystyka. Trochę przesadzili z minimalizmem - wkładka zawiera bardzo niewiele, właściwie mogłoby jej nie być. 

Ocena: 4/5

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

środa, 20 listopada 2019

Dead Can Dance - Anastasis (2012)

Data zakupu: 4 listopada 2019 roku

Kiedy zespół ogłosił powrót do regularnej działalności w 2012 roku bardzo się ucieszyłem. Szczególnie kiedy potwierdzili, że będzie nowa płyta. No i kiedy się ukazała - miałem mieszane uczucia. Z jednej strony nie zaprezentowali w sumie nic nowego. Słychać tutaj echa Into the Labyrinth i Spiritchasera. Jest to niejako kontynuacja obranej wtedy ścieżki. Nie brakuje monumentalnych nagrań (Children of the Sun, Amnesia, All in Good Time), są klimaty plemienne (Kiko, Agape), połowę nagrań śpiewa Brendan... Czyli to co lubiliśmy już wcześniej.

Ale z drugiej strony, chciałoby się jednak czegoś nowego, nieoczekiwanego, czegoś czym mogliby nas zaskoczyć... Nie na tej płycie. Jest tak jak być powinno w świecie DCD - poprawnie, brzmienie jest doskonałe, melodie podniosłe... Dobra płyta, ale nic więcej.

Za to okładka to chyba jedna z najsłabszych w ich karierze - niezbyt ładna. Wydanie w eleganckim digipaku z krótką książeczką. Kolorystyka mogłaby być jednak bardziej kolorowa, a nie taka czarno-biała.

Ocena: 3/5

Single: Amnesia, Opium

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

niedziela, 17 listopada 2019

The Mars Volta - Televators (2004)

Data zakupu: 23 października 2019 roku

Rzadki i limitowany singiel wydany w Australii. Drugi singiel promujący debiutancki album De-Loused in the Comatorium. Wydana w Europie wersja CD zawierała tylko wersję radiową utworu tytułowego oraz koncertową wersję Take the Veil Cerpin Taxt. W wersji australijskiej mamy więcej dobrego. W 2003 roku w USA ukazała się limitowana EPka Live EP, zawierająca 4 nagrania koncertowe, w sumie ponad 40 minut muzyki. Wszystkie te nagrania zostały umieszczone w wersji australijskiej singla. A jak wiadomo, nagrania koncertowe zespołu to sporo improwizowania, rozciągania utworów itp. W sumie bardzo ciekawe nagrania, które w większości mocno zyskują na w tych wykonaniach. Szczególnie Roulette Dares (the haunt of) podoba mi się zdecydowanie bardziej w tej wersji, niż albumowej. 

Wydanie w zwykłym pudełku singlowym. Ładny design, całkiem inny niż wydanie europejskie.

Ocena: 3/5

Okładka

Środek

niedziela, 10 listopada 2019

Peter Gabriel - Peter Gabriel (1980)

Data zakupu: 3 października 2019 roku

Alternatywne tytuły: III, 3 oraz Melt.

Jeden z pierwszych albumów Gabriela jaki poznałem. Zaskoczył mnie brzmieniem, pomysłami i tym, że nie bardzo się zestarzał. Oczywiście momentami słychać, że to końcówka lat 70-tych i początek 80-tych, ale niektóre patenty nic się nie zestarzały. Album zawdzięcza to świetnym pomysłom aranżacyjnym. Rezygnacja z talerzy dała doskonały efekt - początek albumu, czyli Intruder, to mistrzostwo świata, takie rzeczy niektórzy grali dopiero dekadę później. Games without Frontiers z automatem perkusyjnym też robi wrażenie, nie tylko przebojową melodią. Dużym plusem płyty jest pewien minimalizm dźwiękowy - brak przepychu aranżacyjnego jest atutem (Intruder, No Self Control, Lead a Normal Life, Biko). A zarazem Gabriel nie rezygnuje też z rockowych brzmień - I Don't Remember, Not One of Us, And Through the Wire... No i jest to album pełen znakomitych gości: Robert Fripp, Tony Levin, Jerry Marotta, Phil Collins, Larry Fast, Paul Weller, Kate Bush, Dick Morrissey... Znakomity album, moim zdaniem najlepszy w dorobku Gabriela.

I jeszcze jedno: jest to rzadka rzecz w moim przypadku, ale doskonale wiem o czym są wszystkie teksty utworów. Teksty rzadko mnie interesują, ale tutaj jest inaczej. To też bardzo dobra i ciekawa część tego albumu. Gabriel lubi poruszać typowo ludzkie tematy, często zagląda do niezbyt zdrowych głów ludzi (jak w Lead a Normal Life czy Family Snapshot), a nie tylko o sprawach politycznych (jak w Games without Frontiers czy Biko).

Udało mi się zakupić remaster z 2002 roku. Bardzo ładnie wydany, ze wszystkimi tekstami utworów i sporą ilością zdjęć. Okładka za to nigdy mi się nie podobała, choć i tak jest lepsza niż w przypadku debiutu czy albumu z 1982 roku (czyli IV a/k/a Security).

Ocena muzyki: 4/5

Single: Games without Frontiers, No Self Control, I Don't Remember, Biko

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

piątek, 1 listopada 2019

Underworld - Bruce Lee (1999)

Data zakupu: 3 października 2019 roku

Ostatni, czwarty singiel promujący album Beaucoup Fish. Dość nietypowe nagranie, jak na Underworld, bo mocno breakbeatowe, z zapętloną gitarą. Jeden z tych utworów, które uwielbiam. Zgodnie z ówczesną polityką zespołu mamy tutaj remiksy zewnętrznych producentów. I to ekstremalnie różnych. Utwór tytułowy zremiksowali The Micronauts - francuski zespół, na punkcie którego miałem lekkiego bzika na przełomie wieków. Mocny beat, sporo zakręconych dźwięków, kłujących w ucho, pitche podkręcone na maksa, dźwięki dość proste i momentami prostackie - genialny miks, ale nie dla wszystkich. Polecam ich wersję Block Rockin' Beats The Chemical Brothers - jeszcze lepsza. Dla odmiany remiks Cups w wykonaniu Salt City Orchestra jest delikatny, marzycielski i niebiański. Również uwielbiam. Na końcu mamy ciekawą zabawkę w postaci własnego miksu Underworld - zapętlony rytm, sporo dźwięków ruchliwego miasta i zabawy z wokalem. Również ciekawy miks.

Wydanie spoko, choć szkoda, że kolorystyka jest czarno biała.

Ocena: 3/5

Przód

Tył