poniedziałek, 21 grudnia 2015

Cerebus - Suite (Lizard 19)

Data zakupu: 15 grudnia 2015 roku

Po pewnych perturbacjach (zmiana redakcji) ukazał się trzeci w tym roku numer Lizarda (jesienny wypadł z ramówki). Nowi redaktorzy zapewniają, że w przyszłym roku znowu dostaniemy 4 wydania pisma - oby. Obecny numer nie przypadł mi do gustu. Dobór artystów okazał się być kompletnie różny od moich zainteresowań - poczytać można m.in. o zespołach The Rolling Stones, Blind Faith, Riverside, Rare Bird czy The Velvet Underground. Rzeczy nie bardzo mnie interesujące. Jedyna rzecz, która spowodowała szybsze bicie mojego serca, to 'Poradnik kupującego' traktujący tym razem o zespole The Mars Volta. Jeszcze przed zakupem zastanawiałem się jakie pozycje będą na tej liście. I niewiele się pomyliłem - w końcu zespół ma na koncie zaledwie 6 albumów studyjnych i jedną koncertówkę. Co prawda pismo mnie zaskoczyło - za najlepsze wydawnictwo uznali debiutancką EPkę Tremulant EP, jako najbardziej spójną. Tego nie brałem pod uwagę...

Załączona płytka zawiera tym razem mini-album (niecałe 29 minut) polskiego wykonawcy Dawida K. Wieczorka. Muzyka zawarta na tej płytce to instrumentalna mieszanina rocka, jazzu, awangardowej elektroniki i nawet odrobiny proga. Dominuje gitara, choć sporo do powiedzenia ma też saksofon. Przesłuchać się tego da, są nawet niezłe momenty (II, III, VI, IX), ale tak naprawdę nie jest to nic ciekawego. Raczej nie będę do tej muzyki wracał.

Za to design bardzo mi się podoba. Jest estetycznie, minimalistycznie i skromnie. Płytka ma ładny nadruk, zapakowana jest w fajny kartonik... Ładne.

Ocena muzyki: 2/5

Okładka

Tył

Płytka CD

środa, 16 grudnia 2015

Nine Inch Nails - Further Down the Spiral (1995)

Data pierwszego zakupu: 3 lipca 1995 roku
Data ponownego zakupu: 1 grudnia 2015 roku

Kiedy poznałem zespół Nine Inch Nails byłem zapalonym fanem gry Doom. Dzięki jednej z modyfikacji miałem okazję zapoznać się z okładkami różnych płyt zespołu, które zostały wykorzystane jako tekstury ścian. Tak mi się podobały, że nawet postarałem się je wyciągnąć z modyfikacji (to nie były jeszcze czasy Internetu) by móc je swobodnie oglądać poza grą. A nagrań zespołu jeszcze wtedy nie znałem - jedynie pogłoski, plotki i artykuły (m.in. w Tylko Rocku). W każdym razie bardzo się napaliłem na ten zespół. Tak bardzo, że o mały włos nie oblałem egzaminów wstępnych na studia - zamiast uczyć się zasłuchiwałem się w ich płyty przywiezione z Francji.

Further Down the Spiral to zbiór remiksów nagrań z płyty The Downward Spiral. Zbiór bardzo zacny, ciekawie ułożony, pełen kontrastów i niespotykanych wtedy dla mnie dźwięków. Są rzeczy dość tradycyjne w brzmieniu i konstrukcji (miksy J.G. Thirlwella), nowoczesne (Charlie Clouser), bardzo rockowe (Rick Rubin) i zakręcone (Coil). Nie brakuje też miksu samego Reznora (The Art of Self Destruction, Part One), ani też nagrania koncertowego (Hurt (live)). Pojawia się także pewna zagwostka - utwór At the Heart of It All podpisany jako 'composed by The Aphex Twin'. I teraz nie wiem - czy jest to remiks czy też normalny utwór Aphex Twina. Z jednej strony nie słychać w nim żadnych fragmentów nagrań NIN, a z drugiej - to przecież płyta z remiksami! Dziwna sprawa. Nie zmienia to faktu, że to niezły kawałek, bardzo przypominający dokonania Aphex'a z album ...I Care Because You Do. Większość remiksów wypada dość ciekawie i lubię wracać do tego albumu (za wyjątkiem miksów Thirlwella, za którymi nie przepadam). W sumie fajna płytka.

Co ciekawe, wydanie amerykańskie zawiera trochę inne miksy i inny układ utworów. Mój kumpel swego czasu posiadał tamtą wersję, ale nie specjalnie mnie przekonała. Brakowało tam przede wszystkim fajnych miksów Clousera, które bardzo lubię, a za dużo było Coila (który to zespół Reznor uwielbia). 

Wydanie skromne, ale wystarczające. Podobnie jak w przypadku The Downward Spiral wydaje mi się, że poligrafia jest ciemniejsza niż kiedyś - napisy są bardzo ciemne na ciemnym tle. 

Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify

Okładka

Tył

Bok

Środek digipaka

czwartek, 5 listopada 2015

Soundgarden - Louder Than Love (1989)

Data ponownego zakupu: 28 października 2015 roku
Data pierwszego zakupu: 26 września 1998 roku

Drugi album Soundgarden to trochę inna bajka niż późniejsze ich dokonania. Brzmienie jest jeszcze dość surowe, kompozycje są mniej metalowe, a wokal Cornella oscyluje głównie w wysokich rejestrach. Ale to całkiem udany album. Co prawda po trzech pierwszych kompozycjach następuje pewien spadek formy, ale od nagrania Loud Love mamy już same fajne piosenki. Zdarzają się fajne melodie (Hands All Over, Loud Love, Big Dumb Sex, Uncovered, Full On (reprise)), fajne riffy (Uncovered, Big Dumb Sex, No Wrong No Right), ciekawe odloty w awangardę (Gun, I Awake)... Widać, że chłopaki kombinują i starają się urozmaicać swoje nagrania. No i dominują powolne tempa (Ugly Truth, Gun, I Awake, Uncovered), z rzadka zdarza im się przyspieszyć (Get on the Snake). Lubię ten album, pomimo pewnej surowizny w brzmieniu - w końcu to były jeszcze lata 80-te.

Wydanie takie sobie - okładka nie przekonuje, zdjęcia są słabe, design kiepski (złe ułożenie liter, błędy w druku). No i czerwony kolor tła na bocznym pasku - nijak nie pasujący do reszty.

Ocena muzyki: 3/5 | Spotify

Single: Loud Love, Hands All Over

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

poniedziałek, 2 listopada 2015

SBB & Michał Urbaniak - Koncert w Trójce (2015)

Data otrzymania: 26 października 2015 roku

Przez przypadek wpadł mi w ręce ten album koncertowy, zarejestrowany w radiowej Trójce w maju. SBB w klasycznym składzie i gościnnie (w 4. utworach) Michał Urbaniak. Utwory - wyłącznie z lat równie klasycznych, czyli 70-tych - mamy tu prawie cały debiutancki album (utwory Odlot i Wizje), fragmenty płyt późniejszych (Na pierwszy ogień, Z miłości jestem, Walkin' Around the Stormy Bay, Memento z banalnym tryptykiem), jeden kawałek niedostępny na żadnej regularnej płycie zespołu (360 do tyłu), balladę poświęconą zmarłemu bratu Józefa Skrzeka (Dla Janka) oraz improwizację (głównie perkusyjną).

Pierwszy utwór to zapowiedź Piotra Metza, który zachwala zespół mówiąc, że ich występy są zawsze pełne energii. Niestety, nie mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem słuchając tego albumu (i po prawdzie - wszystkich innych albumów koncertowych wydanych od 1993 roku). Energii jest tu tyle co kot napłakał. Muzycy coś tam grają, ale nie wysilają się zbytnio, niektóre kawałki nawet grając nie do końca poprawnie (główny motyw w Walkin' Around the Stormy Bay). Michał Urbaniak wypada naprawdę blado, nie pokazując nic ciekawego, nie grając ani jednego zapadającego w pamięć motywu. Nawet Skrzek gra tak jakby mu się nie chciało, w dodatku bardzo rzadko korzystając z klawiszy Mooga - jest go tu jak na lekarstwo. Być może wynika to z wieku muzyków - w końcu wszyscy już dochodzą do 70-tki. Sytuację ratuje jedynie Apostolis - jego gra na gitarze nadal jest świetna i parę niezłych solówek mu wyszło. Najlepsze wrażenie robi utwór Memento z banalnym tryptykiem - mocno skrócony, ale treściwy, zawierający znakomite solo gitarzysty. Ale poza tym - nic ciekawego. Nudy.

Wydanie w digipaku, bardzo oszczędne, z krótkim wpisem Piotra Metza, powtórzonym zresztą przez niego w zapowiedzi. Mało zdjęć, trochę informacji technicznych.

Ocena muzyki: 2/5 | Spotify

Okładka

Tył

Bok

Wnętrze digipaka 1

Wnętrze digipaka 2

wtorek, 27 października 2015

Tangerine Dream - Force Majeure (1979)

Data zakupu: 1 października 2015 roku

Album Force Majeure to jedna z mocniejszych płyt TD. Trzeba przyznać, że płyta ta, podobnie jak rok starsza Cyclone to najbardziej rockowe płyty TD. Ale tym razem obeszło się bez wokali, fletu itp. Sporo tu solówek gitarowych, nie ma prawie w ogóle fragmentów spokojniejszych, ambientowych, szczególnie w utworze tytułowym, w którym aż skrzy się od pomysłów i różnorakich melodii i tematów. Najlepsze wrażenie robi na mnie utwór, który poznałem jako pierwszy - a dokładniej rzecz mówiąc jego drugą część. Otóż na bardzo zacnej składance A Brief History of Ambient Volume 1 (1973-1993) znalazł się fragment Thru Metamorphic Rocks - absolutnie kosmiczny, pełen ciekawych i nietypowych dźwięków, trochę monotonny, lecz zarazem wciągający kawałek, który jest dla mnie kwintesencją tego czym był analogowy, elektroniczny rock z lat 70-tych. Oczywiście reszta płyty jest równie dobra, ale to jest fragment szczególny. Force Majeure to moim zdaniem jedna z najlepszych płyt TD. Następne to już albo rzeczy lepsze (Tangram, White Eagle, Hyperborea), lub dużo gorsze (Exit, Tyger, Le Parc). Force Majeure zamyka niejako etap analogowy w twórczości TD. Już rok później do głosu dochodzą cyfrowe syntezatory - największe przekleństwo lat 80-tych, pozbawione tego specyficznego, ciepłego brzmienia.

Wydanie równie skromne jak Phaedra - historia zespołu, parę linijek informacyjnych i tyle. Edycja zremasterowana oczywiście.

Ocena muzyki: 3/5 | Spotify

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

czwartek, 1 października 2015

King Crimson - Ladies of the Road. Live 1971-1972 (2002)

Data zdobycia: 22 września 2015 roku

Zespół King Crimson wrócił do regularnego koncertowania (i szykuje nowy album!!), więc powróciłem do mojej wielkiej miłości sprzed lat. Bardzo dawno nic nie kupowałem, bo studyjne płyty już wszystkie mam, nowe remastery nie interesują mnie, natomiast płyt z koncertami jest bardzo dużo i ciężko się zdecydować co z nich wybrać. W 1972 roku ukazała się pierwsza koncertówka KC, Earthbound, zawierająca niezłą momentami muzykę, ale będąca fatalnej jakości - prawie nie da się jej słuchać. Dlatego też śmiało można powiedzieć, że Ladies of the Road. Live 1971-1972 to jest właśnie to, co powinno było się wtedy ukazać. 

Album składa się z dwóch płyt. Na pierwszej mamy fajnie zmiksowane różne nagrania koncertowe z tamtych lat, w tym takie rarytasy jak Cirkus, Formentera Lady czy Groon. Jakość dźwięku jest bardzo dobra, dobór nagrań naprawdę dobry, a wykonania na wysokim poziomie. Słucha się tego świetnie i naprawdę lubię ten album. Przeszkadzają mi tu tylko dwie rzeczy: 1. niesamowita wersja The Court of the Crimson King w wersji bluesowej trwa jedynie 49 sekund (więcej się nie zachowało), 2. brak utworów improwizowanych. Szkoda, że nie dorzucono tu czegoś w rodzaju Peorii znanej z Earthbound - byłoby to fajne uzupełnienie.

Nieporozumieniem jest dla mnie za to dysk nr 2. Otóż przez 59 minut mamy tu tylko jeden utwór, 21st Century Schizoid Man, lecz zmiksowany w dziwny sposób. Utwór nr 1 to początek nagrania, natomiast kawałki od 2 do 10 to kilka różnych wykonań części instrumentalnej z solówkami gitary i saksofonu, nagranych na różnych koncertach. Brzmi to dziwnie i zarazem nużąco - wykonania te nie są aż tak niepowtarzalne. Nie wracam do tej płyty.

Wydanie bardzo ładne, fajny jest spis wszystkich koncertów, jakie odbył zespół w tym składzie. Sporo niezłych zdjęć i wspomnień muzyków. Książeczka naprawdę dobra.

Ocena muzyki: 3/5

Okładka

Tył

Bok

Środek 1

Środek 2

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

Wnętrze książeczki 6

Wnętrze książeczki 7

Wnętrze książeczki 8

Wnętrze książeczki 9

czwartek, 24 września 2015

Queens of the Stone Age - R (2000)

Data zakupu: 31 sierpnia 2015 roku

Tak naprawdę kariera QOTSA zaczęła się właśnie od tego albumu. The Lost Art of Keeping a Secret oraz przede wszystkim Feel Good Hit of the Summer to przeboje, które uczyniły z zespołu gwiazdę. A później poszybowali jeszcze wyżej... Ale już beze mnie. Album R podobał mi się nawet bardzo, szczególnie, że wtedy słuchałem bardzo mało muzyki rockowej. Płyta ta ma szczególny urok, nawet pomimo faktu, że jest to właściwie proste, rockowe granie, bez silenia się na jakieś szczególne ambicje (z dwoma wyjątkami). Mamy więc proste, prawie punkowe granie (Quick and to the Pointless, Feel Good Hit of the Summer, Tension Head), ładne piosenki (The Lost Art of Keeping a Secret, Leg of Lamb), czasem bardziej dynamiczne (Monsters in the Parasol) instrumentalne prawie country (Lightning Song), a także dwie smutne ballady (Autopilot, In the Fade) z gościnnym udziałem Marka Lanegana (ze Screaming Trees). Wyjątki to przede wszystkim Better Living Through Chemistry ze świetną partią instrumentalno-wokalno w środku oraz końcowy I Think I Lost My Headache z dęciakami i połamanym rytmem. Bardzo fajna płyta, ale późniejsze już mi nie podeszły.

Wydanie skromne, trochę zdjęć, opis utworów (bez tekstów), tylko to co niezbędne. Okładka skromna i to celowo - jest to odpowiedź na cenzurę ich debiutu, na którym znalazła się ponętna (ale ubrana) pani. Mimo to ją ocenzurowali, co wkurzyło lidera, Josha Homme'a. Stąd taka okładka ich drugiego albumu i zarazem tytuł - R - Restricted to Everyone, Everywhere.

Ocena muzyki: 3/5 | Spotify

Single: The Lost Art of Keeping a Secret, Feel Good Hit of the Summer, Monsters in the Parasol

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3


środa, 23 września 2015

SBB - 22.10.1977, Göttingen, Alte Ziegelei (2004)

Data zakupu: 30 lipca 2015 roku

SBB wydało wiele koncertówek z archiwalnymi i bieżącymi nagraniami. Ta podoba mi się najbardziej. Koncert jest typowy dla tamtych lat - muzyka trwa nieprzerwanie aż do końca (utwór Coda) podstawowego setu. Jedynie bonusowy bis jest oddzielnym kawałkiem. Słucha się tego niesamowicie: muzycy kompilują swój koncert w fragmentów innych utworów umiejętnie łącząc je i mieszając. Bardzo ciekawie wypadają nagrania jeszcze nieskończone jak Follow My Dream w wersji instrumentalnej i mocno odbiegającej od tego, co znamy z płyty studyjnej. Nie brakuje oczywiście solówek na basie i perkusji (które regularnie pomijam słuchając płyt zespołu - są nudne i na pewno lepiej wypadają, kiedy koncert się ogląda). Jest też sporo improwizacji - osobiście przepadam za doskonałą końcówką (Coda) w której Skrzek szaleje na Moogu w sposób wspaniały. Jakość dźwięku jest naprawdę dobra i nie ma się czego przyczepić.

Natomiast poligrafia to absolutna pomyłka. Pomyłka, bo tylko to tłumaczy fakt, że spis utworów i część tekstu w książeczce jest kompletnie nieczytelna, tak, jakby brakło częściowo farby. W dodatku brakuje ta polskich liter. Ewidentny błąd grafika lub drukarni. Szkoda, bo pozostała część nie odbiega od standardu wyznaczonego przez Metal Mind Productions - klimatyczne zdjęcia, ciekawy esej Wilczyńskiego i ładnie wydany digipak.

Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3 - jedyny w miarę czytelny fragment tekstu