sobota, 18 listopada 2023

777 - 777 (1992)

Data zakupu: 17 listopada 2023 roku

Debiutancki album zespołu System 7 wydany w USA. Ze względów prawnych (System 7 to była zastrzeżona nazwa Apple, to był ich system operacyjny, zastąpiony po pewnym czasie przez MacOS) nie mogła zostać wydana pod ich europejską nazwą, więc wydawca zmienił nazwę zespołu na 777. Co ciekawe, drugi album zespół też zatytułował 777, więc mamy dwa albumy z tym samym tytułem, ale z różnymi nazwami wykonawcy. Zabawne, ale prawdziwe.

Oczywiście w tamtych latach częstokroć pojawiały się różnice między zawartością albumu w wersji europejskiej i amerykańskiej. Nie inaczej jest tutaj. Niektóre nagrania są w innych miksach (Sunburst, Miracle), niektóre zostały skrócone (Strange Quotations, Bon Humeur), no i dodano dwa kawałki z singli (Depth Disco i Mia). Dodatkowo kolejność też pozmieniano - w wersji UK utwory wokalne były ułożone na przemian z instrumentalnymi - tutaj mamy instrumentalny początek i koniec płyty, a w środku wstawiono kawałki z wokalami. Taki ciekawy misz-masz. 

Album ten to typowe granie z roku 1991 - nie brakuje house'owego fortepianu (Miracle), popowych melodii (Freedom Fighters, Habibi, Bon Humeur, Strange Quotations), rapu (Dog)... Tak grała wtedy większość elektronicznej sceny, która chciała zaistnieć na listach przebojów. Minusem tego jest to, że wiele z  tych nagrań strasznie się zestarzało - niektórych ciężko się słucha. Lepiej bronią się kawałki instrumentalne - lubię np. Depth Disco, Thunderdog, Listen i Mia. Niezłe są też kawałki wokalne jak Freedom Fighters czy Dog - też do nich wracam. Osobiście największą wartością tego albumu są utwory z gościnnym udziałem muzyków The Orb, czyli Sunburst, Miracle, a szczególnie Mia - utwór w wersji ambientowej, który, choć podobno nie zmiksowany przez The Orb, brzmi dokładnie jak ich nagranie. Co prawda zamieszczona tu wersja jest wersją skróconą w stosunku do tej z singla (o jakieś 4 minuty), ale, co odkryłem dużo później, niewiele traci - po prostu niektóre fragmenty skrócono, ale zachowano całą konstrukcję nagrania wraz z jego cudownym klimatem.

Oczywiście we wszystkich nagraniach dominuje gitara Steve'a Hillage'a, co ciekawe brzmi ona inaczej niż w późniejszych nagraniach - bardziej rockowo, zdarzają się też solówki, a jeden kawałek (Fractal Liaison) to w ogóle tylko gitara i jakieś plamy syntezatorowe w tle. Na całym albumie mamy też całe mnóstwo gości, takich jak legenda house'u Derrick May, Youth, Paul Oakenfold i DJ Lewis. Nie mówiąc już o licznych wokalistach i raperze. Niezły album, choć już mocno przedawniony.

Wydanie bardzo skromnie, spodziewałem się czegoś więcej. Ładna okładka, brzydki nadruk na CD.

Ocena: 2/5 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz