Data zakupu: 20 października 2020 roku
Zespół Amplifier poznałem dzięki rekomendacji innego zespołu, Oceansize. W ostatnim roku działalności (2011) polecali Amplifiera jako swoich "braci w hałasie". Zaintrygowało mnie to, szczególnie, że wokalista Oceansize wspomagał wokalnie Amplifiera. Postanowiłem przyjrzeć się im dokładnie. W ich dyskografii uderzyła mnie jedna rzecz: album The Octopus zajmował 2 płyty CD, od poprzedniego albumu dzieliło go ponad 4 lata (debiutowali w 2004) i w dodatku został wydany własnym sumptem przez zespół. Było to bardzo ciekawe, szczególnie kiedy okazało się, że te 2 godziny muzyki to jest doskonała rzecz!
Amplifier to było wtedy trio muzyków (teraz jest ich 4). Jego założycielem, wokalistą, gitarzystą, autorem tekstów, producentem i inżynierem dźwięku jest Sel Balamir, którego delikatny wokal i potężne brzmienie gitary nadaje utworom zespołu charakterystycznego stylu. Cały album to jedna wielka orgia gitarowa z mnóstwem efektów, pełna space-rock, prog-rocka, alternatywnego metalu, całkowicie oryginalna i wyśmienita. Utwory są długie, skomplikowane, ale momentami niesamowicie atmosferyczne, zahaczające o psychedelię i inne gatunki. Potrafią stworzyć niesamowity riff (Interstellar), wciągającą melodię (Planet of Insects), niesamowity mrok (utwór tytułowy), albo też delikatną atmosferę (Bloodtest). Świetne są też początki i końce nagrań, czasami trochę od czapy jak początek The Wave, czasami bardzo fajne, jak końcówk Minion's Song. Trochę gorzej wypadają na tym albumie ballady (na szczęście tylko dwie: White Horses at Sea i Oscar Night), co jest o tyle dziwne, że zarówno na debiucie, jak i na kolejnej płycie (Echo Street) te balladowe fragmenty były całkiem niezłe. Oprócz tego mamy też fajne chóralne śpiewy (Minion's Song, m.in. gościnnie śpiewa wokalista Oceansize, Mike Vennert), powolne solówki gitary (Trading Dark Matter On The Stock Exchange) czy mroczne granie spod znaku Toola (The Sick Rose). Całość okraszona jest niepowtarzalną atmosferą i niepodrabialnym wokalem Sela.
Wydanie, które zakupiłem jest drugą edycją digibooka. Pierwsza jest dawno wyprzedana i miała inny, większy format. Niestety, trochę się rozczarowałem - design jest taki sobie, w środku znajduje się tyle filozoficzny bełkot (inny niż w pierwszym wydaniu), tekstów brak, opis personelu jest tylko na jednej stronie, tytułu płyty w ogóle nigdzie nie ma (!), a tytuły nagrań znajdują się pod plastikiem trzymającym płyty (w dodatku z okropną czcionką). Trochę zalatuje to amatorszczyzną. Ja rozumiem że wydajemy to własnym sposobem, ale trochę ogłady by się przydało (design jest autorstwa Sela). Na szczęście na półce wygląda to ładnie, szczególnie logo ośmiornicy jest super.
Ocena: 4/5
Single: The Wave, Planet of Insects
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz