wtorek, 2 grudnia 2025

Gong - 2032 (2009)

Data zakupu: 25 listopada 2025 roku

Świetna próba powrotu klasycznego składu. Prawie wszyscy muzycy znani z trylogii Radio Gnome Invisible lat 70-tych pojawili się na tym albumie - brakuje tylko Pierre'a Moerlena na perkusji i klawiszowca Tima Blake'a, co akurat nie dziwi, patrząc na ich historię konfliktu z zespołem (szczególnie Blake'a). Już na poprzednim albumie, Zero to Infinity z 2000 roku mieliśmy dobry skład, ale dopiero tutaj powrócili Steve Hillage i Miquette Giraudy. Co prawda Didier Malherbe pojawia się na prawach gościa, Theo Travis gra główne partie saksofonu i fletu.... 

Nie zmieniło to jednak w jakiś bardzo znaczący sposób muzyki znanej z Zero to Infinity - jest mniej jazzowo, bardziej rockowo-elektronicznie. Album jest najdłuższym w karierze zespołu - trwa ponad 75 minut - moim zdaniem parę nagrań mogli sobie darować. Ale nie jest źle, większość kawałków jest naprawdę dobra, pojawiają się fajne melodie (Digital Girl, Wacky Baccy Banker, How to Stay Alive), nie brakuje dobrych solówek, głównie saksofonowych (np. w How to Stay Alive), album jest dynamiczny, spokojniejsze fragmenty to tylko przerywniki (Yoni Poem, Wave and the Particle, Robo-Warriors), zresztą te przerywniki uważam za najsłabsze. Słabo wypada też utwór rozpoczynający album, City of Self Fascination - jest jakiś taki bez wyrazu i nudny. Potem robi się lepiej. Całkiem przywoita płyta.

Wydanie za to piękne - super kolorystyka, świetne rysunki, doskonały design. Przyłożyli się. No i estetyczny digipak z fajną książeczką. Szkoda, że duże zdjęcia osób objęły tylko obie panie, Allena i Hillage'a. Reszta ma malutkie zdjęcia.

Ocena: 2/5


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz