Data zakupu: 30 września 2016 roku
Już kiedyś pisałem, że Yello to mój zespół numer jeden. Nie mogłem więc sobie odmówić zakupu wersji deluxe ich najnowszego, pierwszego od 7 lat, albumu. Dzięki temu, pierwszy raz od wielu, wielu lat zakupiłem jakiś album w dniu premiery. I to w dodatku zamówiłem go wcześniej (a to nigdy mi się dotąd nie zdarzyło). I cieszy mnie ten zakup niezmiernie. Po pierwsze mam ładnie wydaną płytę, po drugie jest to płyta znakomita!!
Zafoliowany egzemplarz. Naklejka na folii
Po rozczarowującej płycie Touch Yello, składającej się głównie z ballad, nowych wersji starych przebojów i nudnych, rozwlekłych kawałków instrumentalnych, mamy powrót do dynamicznych, tanecznych kawałków, do mnóstwa zabawnych sampli. Na taki właśnie album Yello czekałem. I po kolei: mamy świetny początek (Frautonium Intro), przebojowy singiel (Limbo), nawiązanie do lat 80-tych (30.000 Days przypomina w klimacie Moon on Ice z One Second), niezłe ballady (Kiss the Cloud, Dark Side) i to w dodatku tylko dwie, sporo tanecznych fragmentów (Tool of Love, Dialectical Kid), a także znakomite utwory instrumentalne (Magma, Toy Square, Frautonium), przewyższające wszystko, co ukazało się w zbiorze Electrified Boris Blanka 2 lata temu. Co ciekawe, parę nagrań bazuje na utworach, które pojawiły się właśnie w tamtym zestawie - i za każdym razem zdecydowanie one zyskują (Electrified II z duetem Dieter Meier/Malia, Kiss the Cloud z Fifi Rong na wokalu to nowa wersja A Touch of Magic, Lost in Motion - ponownie z Fifi - to Big City Grill, a Dialectical Kid pojawił się już wcześniej na składance The Anthology w 2010 roku, aczkolwiek tutaj mamy kompletnie inny miks tego utworu). Pomimo, że są to odgrzewane kotlety, idealnie dopasowują się one do całości albumu. Najciekawiej wypada utwór Cold Flame z Malią na wokalu. Tym razem podkład nawiązuje do Move Dance Be Born (z Zebry z 1994 roku), natomiast tekst to już Smouldering Ashes z płyty nagranej przez Malią z Blankiem w 2014 roku (Convergence). Tam była to jazzująca ballada, tu mamy pełen energii kawałek. Pozostałe nagrania też nie odbiegają od wysokiego poziomu płyty - Starlight Scene (ponownie duet Meier/Malia), Give You the World (śpiewa Malia), Blue Biscuit (tym razem śpiewa Blank) pasują idealnie. Troszkę gorzej wypada Pacific AM - utwór instrumentalny, trochę bez wyrazu. No i, nie wiem czemu, w wersji zwykłej znajdujący się na płycie dużo wcześniej (po Kiss the Cloud) i wydaje mi się, że lepiej by tam pasował niż w wersji deluxe.
Książka, płyta CD i mój ulubiony odtwarzacz MP3 (czyli smartfon)
Całość została wydana w ładnej książeczce, która wygląda elegancko na półce i została ładnie wydrukowana i sklejona. Gorzej, jeżeli chodzi o zawartość. Jest sporo pustki, Tekstów utworów prawie nie ma - jedynie Limbo, 30.000 Days i Dark Side doczekały się wyjątkowego potraktowania i ich teksty, przynajmniej częściowo, znalazły się w książce. Na kilkunastu stronach są jedynie graficzne wariacje nt. tytułów niektórych utworów (nie wszystkich) + trochę zdjęć duetu i towarzyszących im wokalistek. W drugiej części książki mamy zdjęcia z planu teledysku utworu Limbo i trochę wynurzeń muzyków. Na samym końcu jest spis osób biorących udział w powstaniu płyty i kieszonkę na płytę CD. Brakuje mi tu więcej treści, aczkolwiek i tak lubię przeglądać tą książeczkę. Z góry przepraszam za obecność na zdjęciach moich palców - nie miałem lepszego pomysłu jak trzymać strony otwarte, a zarazem nie uszkodzić książki.
Okładka - fajna, twarda oprawa
Tył
Bok - znowu litery do góry nogami
Wnętrze książki 1 - gustowna czerń na początek
Wnętrze książki 2
Wnętrze książki 3
Wnętrze książki 4
Wnętrze książki 5
Wnętrze książki 6
Wnętrze książki 7
Wnętrze książki 8
Wnętrze książki 9
Wnętrze książki 10
Wnętrze książki 11
Wnętrze książki 12
Wnętrze książki 13
Wnętrze książki 14
Wnętrze książki 15
Wnętrze książki 16
Wnętrze książki 17
Wnętrze książki 18
Wnętrze książki 19
Wnętrze książki 20 - kieszonka na CD po prawej
Wnętrze książki 21 - kieszonka po lewej
Czemu pajacu kasujesz komentarze?
OdpowiedzUsuńNie kasuję, miałem właśnie odpowiedzieć na Twój wcześniejszy komentarz i sam jestem zaskoczony, że go nie ma... Na mailu wciąż go mam: "Ogólnie się zgadzam. Nie zgadzam się na pewno, że "Toy" przewyższa "Electrified". Obie pozycje są na podobnym poziomie." Mnie 'Electrified' wynudził. Większość nagrań brzmi jak niedokończone szkice, w dodatku stworzony w mniej ciekawym okresie (od 1994 do 2014) roku. Choć z drugiej strony te starsze też niczym nie zachwycają...
OdpowiedzUsuńNie rozumiem jak "Toy" może się podobać, a "Electrified" już nie:)
OdpowiedzUsuń