The Rock, o którym już wspomniałem przy okazji Iron Curtain, to najlepszy album zespołu nagrany w XXI wieku. Zmiana perkusisty dała dobry efekt w postaci mocniejszego grania i większej ilości improwizacji - czego dowodem są przede wszystkim In Heaven and Hell oraz Pielgrzym. Oba charakteryzują się długimi solówkami, przy czym pierwszy jest w 99% instrumentalny. No i oba porywają świetnym klimatem i pomysłami. Nie gorzej wypada utwór Skała - jest świetny, mocny riff, gitara rzęzi i hałasuje, nawet klawisze dają po uszach - i to pomimo powolnego tempa utworu. Reszta kawałków wypada już słabiej. Niezłe są także Płonące myśli - choć zbyt rozciągnięte w końcówce oraz kończące album Akri i Zug a Zene Mindenhol - w tym ostatnim refren śpiewa gościnnie wokalista węgierskiego Locomotiv GT - stąd tytuł. Przyjemność słuchania psują trochę utwory środkowe. Wszystkie trzy drażnią kiepskimi tekstami po angielsku, a Silence i My Paradise mają w dodatku banalne refreny. Sunny Day daje radę dzięki niezłemu klimatowi zadumy. W sumie niezły album, choć są to raczej średnie stany możliwości zespołu.
Z premedytacją zakupiłem wersję bez bonusów, w zwykłym pudełku. Dodatkowe nagrania są mało interesujące, więc szkoda było mi tracić czasu na szukanie wydania w digipaku - a to akurat staje się coraz trudniej dostępne. Wydanie podobne do Iron Curtain, tyle, że zamiast książeczki mamy rozkładówkę. Zdjęcia są okropne - zalatują amatorszczyzną na pierwszy rzut oka. Okładka akurat bardzo fajna.
Ocena muzyki: 2/5
Okładka
Środek
Rozłożona wkładka
Wnętrze wkładki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz