Pomimo daty zbieżnej z "okresem błędów i wypaczeń" album ten poznałem dość późno, bo chyba dopiero w 2008 roku. Johna Selway'a miałem okazję poznać przy okazji paru remiksów dokonanym m.in. dla Laurenta Garniera i Svena Vätha. Zainteresowały mnie one na tyle, że "rzuciłem uchem" na jego jedyny album, Edge of Now. No i bardzo mi się spodobał. Świetny konglomerat trance'u, electro i chilloutu, mocno przypominający dokonania zarówno Underworld jak i Orbitala. Potrafi prostymi dźwiękami stworzyć naprawdę niezły klimat (jak w Unearthly, Moving Effortless czy Daytripping). W dodatku idealnie ćwiczy się do tego na "gazeli"...
Posiadam wydanie amerykańskie, ze zmienioną okładką i jednym, bardzo dobrym, utworem dodatkowym (Remember). Poza tym brak fajerwerków - minimalizm typowy dla większości produkcji elektronicznych.
Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify
Okładka
Tył
Bok
Środek
Rozłożona wkładka
Wnętrze wkładki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz