Drugi album SBB wydany na Zachodzie (po Follow My Dream). Co ciekawe, jako jedyny z pełnoprawnych albumów SBB z lat 70-tych (nie liczę pobocznych Amiga Album i Jerzyk) zawiera, zamiast dwóch długich suit, lub co najmniej jednej długiej suity, krótsze utwory. Najdłuższy na płycie ma niewiele ponad 9 minut i w dodatku robi wrażenie zbyt długiego. W magazynie Lizard album Welcome został uznany za magnum opus grupy - podobnie, jak w przypadku Memento... się z tym nie zgadzam. Moim zdaniem to dużo słabsza pozycja niż poprzedzające ten album Ze słowem..., Wołanie... czy nawet Memento...
[Korekta z dnia 12 kwietnia 2016 roku: Zmieniłem zdanie. Obecnie Welcome to jedna z trzech moich ulubionych płyt zespołu (obok Follow My Dream i Wołanie o brzęk szkła). Słucham jej ostatnio najczęściej ze wszystkich płyt SBB.]
[Korekta z dnia 12 kwietnia 2016 roku: Zmieniłem zdanie. Obecnie Welcome to jedna z trzech moich ulubionych płyt zespołu (obok Follow My Dream i Wołanie o brzęk szkła). Słucham jej ostatnio najczęściej ze wszystkich płyt SBB.]
Zaczyna się doskonale. Walkin' Around the Stormy Bay, żelazna pozycja koncertowa zespołu, to świetny, dynamiczny kawałek, zawierający wszystkie charakterystyczne cechy muzyki tria. Są fajne melodie, świetne solówki gitar i klawiszy, mocna perkusja. Po tak mocnym wejściu każdy kolejny utwór na płycie robi już dużo mniejsze wrażenie. Ballady Loneliness, Welcome Warm Nights and Days i How I Can Begin są bardzo patetyczne i mocno natchnione, a Skrzek śpiewa w nich mocno żarliwym tonem - nie podchodzi mi to. Lepiej wypada Why No Peace, z lekka beatlesowskim refrenem i ogólnie fajnym klimatem. Rainbow Man to niezły, mocno bluesowaty kawałek, w którym jednak Skrzek śpiewa w sposób mocno wysilony. No i ostatni na płycie Last Man at the Station to już progrock w dobrym wykonaniu, jednakże robiący lepsze wrażenie w wersji skróconej - zamieszczonej jako bonus.
Bonusów jest za to co niemiara i w dodatku niektóre wypadają dużo lepiej niż utwory zamieszczone na płycie. Przede wszystkim doskonałe Tuż nad kanałem Ulgi i Mechaniczna skakanka - oba ze świetnymi partiami syntezatorów. Fajny jest też Deszcz kroplisty, deszcz ulewny, również mocno ogrywany na koncertach.
Wydanie w zwykłym pudełku, przy czym chyba kiedyś natknąłem się na edycję digipakową. Ale było to raczej w czasach, kiedy dopiero zaczynałem się interesować tym zespołem. Fajna okładka i ogólna kolorystyka, szkoda tylko, że brak jakichkolwiek zdjęć, oprócz tego z tyłu książeczki, w tle.
Ocena muzyki: 4/5
Okładka
Tył
Bok
Środek
Rozłożona książeczka
Wnętrze książeczki 1
Wnętrze książeczki 2
Wnętrze książeczki 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz