środa, 4 grudnia 2013

Omar Rodriguez - Omar Rodriguez (2005)

Data zakupu: 3 listopada 2011 roku

To drugi solowy album Omara, który ukazał się na rynku. Jedyny sygnowany pojedynczym nazwiskiem muzyka. Zawiera 43 minuty muzyki i tylko 5 utworów. Płyta została zarejestrowana w ramach pobytu muzyków w Amsterdamie, dlatego zalicza się ją do tzw. "serii Amsterdamskiej" razem z wydanymi później płytami Se Dice Bisonte, No Bufalo (2007), The Apocalypse Inside of an Orange (2007), Calibration (2008), Old Money (2008) i Megaritual (2009). Wszystkie te płyty to rasowy rock, z dużą ilością improwizacji i solówek, prawie całkowicie instrumentalne, nagrane w bardzo różnych składach. Co ciekawe, płyta Omar Rodriguez, w przeciwieństwie do pozostałych z tej serii, jest bardzo spójna. Mamy intro (Een Ode Aan Ed Van Der Elsken), rozbudowany utwór nr.1 (Regenbogen Stelen Van Prostituees), bardzo długi utwór nr.2 (doskonały Jacob Van Lennepkade - jeden z kilku utworów oparty na riffie znanym z utwory Viscera Eyes The Mars Volta), improwizację zespołową, trochę w stylu King Crimson (Vondelpark Bij Nacht) i spokojniejszy, w miarę tradycyjny kawałek na koniec (Spookrijden Op Het Fietspad). Poziom instrumentalistów naprawdę wysoki, niektóre solówki Omara powalają (zwłaszcza w Jacob Van Lennepkade) a dzielnie wtóruje mu głównie saksofonista Adrián Terrazas-González. Świetne, mocno psychodeliczne granie, nie nasączone jeszcze tak bardzo efektami elektronicznymi jak późniejsze albumy gitarzysty.

Jest to zarazem najbrzydziej wydany album i jedyny używany Omara jaki kupiłem (stąd lekko wymięta wkładka). Pomijam już fakt, że wszystko (oprócz jednego zdania) jest napisane po holendersku (lub niderlandzku jak kto woli), to wszystkie grafiki są po prostu paskudne. No i ten karteluszek jako okładka...

Ocena muzyki: 4/5 | Link do Spotify

Okładka

Tył

Bok

Środek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz