sobota, 27 kwietnia 2013

The Orb - The Orb's Adventures Beyond the Ultraworld (1991)

Data zakupu zwykłej wersji: 7 maja 1996 roku
Data zakupu remastera: listopad 2008 roku

Po zachwycie nad płytami Orbus Terrarum (kasecie) i U.F.Orb (CD) musiałem sięgnąć po tą najsłynniejszą - dwupłytowy debiut o jakże idiotycznym tytule (pierwotnie miał się nazywać Back Side of the Moon). Na szczęście gdzieś go dorwałem - chyba w Music Cornerze (sensownych sklepów z płytami w Krakowie nie było zbyt dużo). Było to wydanie Island, czyli właściwie reedycja z 1994 roku - w cienkim, podwójnym jewelboksie. Oryginał, wydany przez Big Life był w takim dużym, grubym boksie - na początku albumy dwupłytowe wydawano właśnie w czymś takim. Szybko jednak zastąpiono je podwójnymi, lecz cienkimi pudełkami o normalnej szerokości. Sporo takich pudełek posiadam.

W 1991 roku ten album to był szok. Połączenie muzyki tanecznej spod znaku klubowych brzmień z dostojnym, ambientowym brzmieniem klasyków tj. Klaus Schulze, Vangelis czy Jean-Michel Jarre. Wcześniej tego nie robiono. W dodatku całość okraszono mnóstwem różnorakich sampli - a to przyrody, a to fragmentów filmów (w Earth (gaia) jest fragment dialogu z filmu Flash Gordon), a to odgłosów miejskich i nie tylko... Anglicy oszaleli na punkcie tego zespołu. Zresztą nie tylko Anglicy - sporą popularność Orb zdobył także w Stanach Zjednoczonych, a szwajcarski zespół The Young Gods wsamplował fragment Little Fluffy Clouds w jeden ze swoich remiksów, opatrując go podtytułem "The Orb Style". O remiksy zabiegali m.in. Mike Oldfield, Yellow Magic Orchestra, Depeche Mode, Primal Scream, Front 242 czy U2 (choć ten ostatni miks nigdy nie ujrzał oficjalnie światła dziennego). 

Po latach jednakże wiele brzmień z tego albumu się bardzo zestarzało. Oczywiście moim zdaniem, bo na Wyspach ma on status kultowego. Taneczne rytmy mocno trącą myszką (jak w Perpetual Dawn czy Outlands), a niektóre utwory, kiedyś nowatorskie, obecnie nużą (Earth (gaia), Supernova at the End of the Universe). Znakomicie bronią się jedynie te fragmenty, w których dominuje ambient jak Back Side of the Moon, Spanish Castles in Space czy Star 6 & 7 8 9. Dla nich warto poznać ten album.

W 2006 roku debiut także został poddany remasteringowi i ukazał się w eleganckim digipaku z dodatkową płytą. Wydanie bardzo podobne do U.F.Orb, jedynie dobór utworów na bonusowym dysku dość dyskusyjny. Ale materiału z tamtych lat było tak wiele, że musiano dokonać jakiejś selekcji. Osobiście wywaliłbym tylko nudnawą wersję A Huge Ever Growing... z sesji dla Johna Peela, a wstawił świetny miks Perpetual Dawn z Aubrey Mixes. Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Ocena muzyki: 3/5 | Link do Spotify

Single: A Huge Ever Growing..., Little Fluffy Clouds, Perpetual Dawn

Okładka z plastikową obwolutą

Obwoluta wysunięta

Tył

Bok

Środek po otwarciu...

...i w całej okazałości. Płyta nr 3 jest wsunięta w kopertkę

Przód książeczki

Rozłożona książeczka

Wnętrze książeczki 1

Wnętrze książeczki 2

Wnętrze książeczki 3

Wnętrze książeczki 4

Wnętrze książeczki 5

Wnętrze książeczki 6

Wnętrze książeczki 7

Wnętrze książeczki 8

Wnętrze książeczki 9

Wnętrze książeczki 10

Wnętrze książeczki 11

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz