Tę płytę dostałem w prezencie od znajomego. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że dzięki Porcupine Tree powróciłem do słuchania rocka - i tak mi zostało do dziś - elektronika poszła trochę w odstawkę. Co prawda zespół poznałem już w okolicach 1994 roku, kiedy to Piotr Kosiński w swoich audycjach radiowych mocno promował ten zespół i ich album Up the Downstair, lecz tak naprawdę zacząłem się nimi interesować dopiero właśnie koło 2005 roku. Dzięki Internetowi i nieocenionej pomocy wspominanego już fana Gongu poznałem wszystkie wydane do tej pory albumy PT. Przyznaję, że najbardziej do gustu przypadł mi okres progresywny - czyli od debiutu (którego akurat nie lubię) do właśnie Coma Divine.
Płyta koncertowa podsumowująca pierwszy okres działalności zespołu. Zawiera genialne wersje znanych już utworów i wyjątkową magię, która ujawnia się podczas koncertów. Uwielbiam tą płytę - szczególnie za świetne wykonanie Dislocated Day, The Sky Moves Sideways czy Radioactive Toy. W dodatku całość pięknie brzmi, dobór utworów jest niezły, no i jest to wydanie na którym znajduje się cały koncert. Cudowny album.
Reedycji płyt Porcupine Tree jest całe mnóstwo, i, co ciekawe, każde jest w innym opakowaniu. Delerium (czyli to, co posiadam) wydawało płyty w zwykłym pudełku, Snapper w digipaku, natomiast reedycje Kscope są w digibookach. Można się pogubić. Na szczęście muzyka jest w każdym przypadku taka sama. Do designu jeszcze nie dorwał się Lasse Hoile. I dobrze - bo, prawdę mówiąc, nie podobają mi się okładki późniejszych albumów Porcupine Tree.
Ocena muzyki: 5/5
Okładka
Tył
Bok
Dysk nr 1
Dysk nr 2
Rozłożona książeczka
Wnętrze książeczki 1
Wnętrze książeczki 2
Wnętrze książeczki 3
Wnętrze książeczki 4
Wnętrze książeczki 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz