sobota, 29 czerwca 2013

Underworld - A Hundred Days Off (2002)

Data zakupu: 27 czerwca 2005 roku

Po singlach promujących przyszedł czas na samą płytę. Należę do mniejszości fanów zespołu Underworld, którzy uważają, że A Hundred Days Off to świetny album. Większość go nie lubi. Ale za to preferują okropnie klubowy Barking z 2010 roku, którego ja nie trawię... Czyli remis.

Cały album spowity jest specyficzną atmosferą, której nie było na poprzednich płytach. Jest zarazem mroczny, jak i "lekki". Bardziej przygnębiające dźwięki sąsiadują z tymi radosnymi. To pierwsze dokonanie stworzone już tylko w duecie Hyde i Smith - bez Emersona, który pchnął ich na właściwe ścieżki muzyki elektronicznej. Jednakże jego nieobecności nie słychać. Choć może trochę - muzyka stała się bardziej przestrzenna, momentami zadumana, bardziej nastawiona na klimat, niż na klubową młóckę, obecną na Beaucoup Fish. Kiedy słucham takich kawałków jak Mo Move, Twist, Little Speaker, Sola Sistim czy Ballet Lane, czuję, że słucham muzyki dojrzałej i przemyślanej. Piękny album.

Wydanie równie ładne, jak single Two Months Off i Dinosaur Adventure 3D. Szkoda może tylko, że jest tak mało zdjęć i właściwie mało treści. Ale i tak mi się podoba.

Ocena muzyki: 5/5 | Link do Spotify

Okładka

Tył

Bok

Środek

Rozłożona wkładka

Wnętrze wkładki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz